Kamień na kamieniu wydano gęstą czcionką, na papierze niskiej jakości, z jarmarczną okładką. Od pierwszej strony wiedziałem jednak, że mam do czynienia z czymś znakomitym. Pamiętam nawet, że któregoś wieczoru przy piwie czytałem na głos fragment powieści mojemu przyjacielowi Bartkowi: „Dali mi odszkodowanie za nogi, nawet sporo tysięcy, poszło. Miałem zegarek, srebrny na dewizce, pamiątka z partyzantki, poszło. Sprzedałem pola kawałek, poszło. I tylko mury postawiłem, a na wykończenie już mi nie starczyło”.
Ta lakoniczna, bezlitosna diagnoza tego, czym jest życie – skazaną na klęskę walką z problemami finansowymi, z ambicjami, z potrzebą, żeby być w porządku wobec rodziny – wszystko to mieści się w kilku zdaniach (nie mówiąc już o wyjątkowo sprawnym wprowadzeniu w losy Szymka – życie na gospodarstwie, epizod w ruchu oporu, wypadek). Przepadłem. Chociaż ogromnie cenię wszystkie powieści Myśliwskiego, wciąż uważam Kamień na kamieniu za jego najwybitniejsze dokonanie.
Wahałem się jednak, czy zaproponować tę książkę amerykańskiemu wydawnictwu. W przypadku nieznanego w Stanach pisarza już sama objętość powieści jest przeszkodą w znalezieniu wydawcy. Miałem też przeczucie, że jej nielinearna forma może być trudna do strawienia dla czytelników, zaś niezwykły głos narratora wydawał się przekładowym wyzwaniem. W końcu przekonała mnie Jill Schoolman z Archipelago Books, dla której przełożyłem już wcześniej Magdalenę Tulli, Tadeusza Różewicza i Witolda Gombrowicza. Podczas wizyty w Polsce Jill usłyszała o Traktacie o łuskaniu fasoli. Spodobało jej się, co o nim mówiono, i zapytała, czy znam tego autora. Potwierdziłem i zasugerowałem, żeby najpierw pomyślała o wydaniu Kamienia na kamieniu. Przygotowałem dla niej 25-stronicową próbkę, Jill była zachwycona i tak książka w angielskim tłumaczeniu ujrzała światło dzienne pod koniec 2010 r., ponad 20 lat po moim pierwszym zachwycie.
Zawsze jestem nieco zdumiony, kiedy Polacy sugerują, że powieści Wiesława Myśliwskiego są „bardzo polskie” pod względem treści. Uważam, że pisarstwo Myśliwskiego jest stosunkowo łatwe do przyswojenia przez niepolskich czytelników, przynajmniej jeśli chodzi o świat przedstawiony, kontekst historyczny itp.
Weźmy np. Kamień na kamieniu: każdy wie, co to jest wieś; każdy ma jakieś pojęcie na temat wojny i jej następstw, rodzinnych konfliktów i rozczarowań. To prawda – istnieją detale, których, czytając tłumaczenie, łatwo nie zauważyć, np. fakt, że Michał, brat Szymka, był prawdopodobnie aparatczykiem, kiedy nastał komunizm, a w dobie stalinizmu popadł w konflikt z dyrektywem partyjnym. Ale troska o dorosłego, niepełnosprawnego brata jest zrozumiała dla każdego, a to właśnie ten aspekt opowieści, nie zaś polityczne źródła nieszczęść Michała, wysuwa się w książce na pierwszy plan.
To prawda, że pisarstwo Myśliwskiego jest głęboko zanurzone w języku polskim. Tym, co uderzyło mnie, kiedy czytałem Kamień na kamieniu po raz pierwszy, był głos narratora. Wydawało mi się, że – z literackiego punktu widzenia – ten głos jest znacznie ważniejszy niż którakolwiek historia opowiedziana w książce – moje przekonanie potwierdził sam autor, kiedy pierwszy raz o niej dyskutowaliśmy. To dla tego głosu musiałem znaleźć angielski odpowiednik. Język tej i innych powieści Myśliwskiego jest tak skondensowany, że praca nad tłumaczeniem go była radykalnie odmienna od pracy nad innymi autorami. U Myśliwskiego trzeba było przekładać znacznie większe kawałki niż słowa czy zdania. I nie jest to kwestia idiomów czy dialektu. W jego słowach jest jakaś zwięzłość, którą trzeba najpierw rozładować, zanim da się ją sprawnie przełożyć na angielski. Jeśli ktokolwiek porównałby oryginał z moim tłumaczeniem, zauważyłby, że często potrzebowałem użyć znacznie więcej słów niż autor. Mały przykład: w akapicie otwierającym Kamień na kamieniu Szymek mówi: „Bo wieczność nie wieczność, a swój kąt powinien człowiek mieć” (10 słów). By głos Szymka, tak jak go odtworzyłem po angielsku, zabrzmiał prawdziwie, potrzebowałem o połowę więcej wyrazów: Whether it’s for eternity or not, a person needs a corner to call their own (15 słów).
Obie powieści Myśliwskiego, które ukazały się do tej pory po angielsku – Kamień na kamieniu i Traktat o łuskaniu fasoli – były szeroko i pozytywnie komentowane (sam Kamień na kamieniu doczekał się kilkunastu pozytywnych recenzji, w tym długiego omówienia w „Times Literary Supplement” i wzmianki we wpływowym „New Yorkerze”). Jedna uwaga, która wryła mi się w pamięć, to fragment opinii Chrisa Dombrowskiego w magazynie internetowym „Orion”. Autor odwołał się do Czesława Miłosza, piszącego, że „wiersz, który hołduje pięknu, pochłania śmierć w całości”, co wydaje mi się adekwatnym wprowadzeniem do świata Kamienia na kamieniu.