fbpx
il.: Klawe Rzeczy; fot.: Krzysztof Ćwik/Agencja Gazeta
Antonia Lloyd-Jones maj 2019

W kontakcie

Główne kłopoty dla tłumacza literatury polskiej na angielski to problemy praktyczne. Stosunkowo łatwo jest znaleźć dobre książki, ale trudno trafić na wydawców brytyjskich  albo amerykańskich gotowych je wydać.

Artykuł z numeru

Święty Houellebecq

Święty Houellebecq

By trzymać rękę na pulsie literatury polskiej, nie zaniedbuję kontaktów z wydawcami oraz autorami, sprawdzam listy książek nominowanych do nagród oraz czytam recenzje i teksty publikowane w czasopismach, takich jak: „Książki”, „Polityka”, „Pismo” i „Przekrój”. Słucham także regularnie wywiadów radiowych Michała Nogasia. Interesuje mnie zwłaszcza współczesna literatura, która ma szansę zaistnienia na rynkach anglojęzycznych. Ostatnio Nogaś prowadził wywiad z Wojciechem Tochmanem o jego nowym reportażu Pianie kogutów, płacz psów – poświęconym traumom społeczności Kambodży po ludobójstwie w latach 70. XX w. Moim zdaniem to temat fascynujący, który Tochman opisuje niezwykle obrazowo i z zimną krwią. Intuicja podpowiada mi, że książka ma dużą szansę na naszym rynku, dlatego też przygotowałam raport oraz fragmenty po angielsku na ostatnie Londyńskie Targi Książki, bo właśnie na targach wydawcy i agenci literaccy przekazują informacje o nowych tytułach swoim kolegom z innych krajów – to główne miejsce wymiany praw zagranicznych.

Czytam jednak nie tylko książki najnowsze, ale często idę dalej, zwłaszcza kiedy słyszę o dobrej literaturze XX-wiecznej, która nigdy nie ukazała się w angielskim tłumaczeniu. W zeszłym roku Timothy Snyder napisał przedmowę do mojego przekładu Na nieludzkiej ziemi Józefa Czapskiego, i to dzięki Snyderowi poznałam twórczość Ludwika Heringa. Bardzo chcę przetłumaczyć jego niesamowite opowiadania oparte na osobistym doświadczeniu świadka dramatu getta warszawskiego z aryjskiej strony muru.

Ciągle odkrywam ciekawostki – literatura polska to niezbadana kopalnia skarbów. Potrzebowałabym całych wieków, żeby przetłumaczyć – a nawet przeczytać – wszystkie książki, które powinny ukazać się po angielsku. Dobrze, że pracuję z młodszymi tłumaczami jako ich mentor. Próbuję im pokazać te ukryte skarby w nadziei, że podzielą moje fascynacje i sami zechcą wspierać interesujących autorów i ich książki. Oczywiście mają własne pasje i zainteresowania, często więc znajdują dla siebie ciekawe pozycje literackie bez mojego udziału.

Parę lat temu byłam mile zaskoczona debiutem Żanny Słoniowskiej. Czułam od zawsze lekką zazdrość wobec kolegów tłumaczy z francuskiego, hiszpańskiego oraz portugalskiego, bo ich autorzy pochodzą z krajów azjatyckich, afrykańskich czy południowoamerykańskich. Pisarka, która nie jest Polką, ale pisze po polsku też wydaje mi się „egzotyczna” (w najlepszym znaczeniu tego słowa). Poznałam jej pracę po raz pierwszy, kiedy koleżanka z Instytutu Książki poprosiła o przekład kilku fragmentów. Autorka czytała urywek powieści Dom z witrażem na międzynarodowym festiwalu literackim. Zaciekawiły mnie zarówno styl, jak i treść. Poprosiłam więc o cały tekst. Po przeczytaniu stało się jasne, że powinnam go przetłumaczyć. Przygotowałam materiały i rozważałam, którzy wydawcy docenią tę powieść. Rozmawiałam tylko z dwoma, a moją propozycję przyjęło Wydawnictwo MacLehose Press. Dom… to piekielnie trudny tekst dla tłumacza! Słoniowska ma styl unikalny, jej polszczyzna jest odmienna, choć nie do końca umiem stwierdzić, na czym polega ta odmienność. Autorka rozbudowuje metafory, zaczynając od sceny realistycznej, dodając powolutku elementy wyobrażane przez narratorkę, a dalej przechodząc do obrazów z historii prawdziwego miejsca, w którym rozgrywa się scena. To trudne wyzwanie dla tłumacza: odtworzyć płynnie potok obrazów, które rozwijają się i zmieniają przed oczami, a raczej uszami. Nie mogę się doczekać jej drugiej powieści, bo moim zdaniem jej kariera zapowiada się obiecująco.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się