fbpx
Dominika Kozłowska maj 2016

Dziecko lustrem społeczeństwa

Na wczesnych etapach rozwoju dziecka bezwarunkowa potrzeba bliskości manifestuje się przede wszystkim poprzez czuły, opiekuńczy dotyk, stąd jednym z symboli rodzicielstwa bliskości (ang. attachment parenting) stała się chusta, zastępująca tak popularny w poprzednich pokoleniach wózek.

Artykuł z numeru

Rodzice w dobrej odległości

Rodzice w dobrej odległości

Ideał rodzicielstwa bliskości pozostaje jednak bez głębszego wpływu na kształt społecznej, ekonomicznej i politycznej rzeczywistości: sposoby życia rodziny, funkcjonowanie na rynkach pracy, model edukacji, a nawet polityczne spory toczone wokół spraw związanych z rodzeniem i wychowaniem dzieci. W efekcie postulat bliskości, który mógłby pogłębiać międzyludzkie relacje i budować szerszy krąg społecznego wsparcia rodziny, bywa rozumiany jako kolejne roszczenie formułowane wobec coraz bardziej samotnych i wyizolowanych z szerszych wspólnot rodziców. Zamiast otwierać przestrzeń wychowawczą na wsparcie i udział innych ważnych osób, tworzy presję pozostania z dzieckiem w domu – najlepiej przez matkę.

Paradoks ten możemy zrozumieć jedynie z perspektywy głębszej oceny współczesnej kultury nacechowanej konsumpcjonizmem i opartej na zasadach autonomii oraz indywidualizmu, których najwyraźniejszym symbolem jest „odcięcie pępowiny”, „stanięcie na własnych nogach” rozumiane jako cel procesu wychowawczego (w przeciwieństwie do rozwoju postrzeganego jako coraz wyraźniejsze pogłębianie więzi z innymi).

Wiele popularnych współcześnie poradników i stron poświęconych wychowaniu przedstawia macierzyństwo wyizolowane z szerszego kontekstu więzi społecznych i głębszego przeżywania sensu bliskości jako ciężką, wyczerpującą inwestycję w rozwój dziecka, budowanie jego kapitału i przewag. A przecież decyzja o tym, jak długo karmimy dziecko piersią albo czy posyłamy je do żłobka, korzystamy z wsparcia niani lub decydujemy się na dłuższy urlop wychowawczy, wynika z rozpoznania intymności więzi, a także stanowi odpowiedź na warunki społeczne i ekonomiczne, w jakich żyje rodzina. I dlatego każda uczciwa rozmowa o rodzicielstwie musi zaczynać się od opisu sytuacji polskich rodzin i oceny sposobów ich wsparcia.

Na początku kwietnia ukazała się adhortacja Amoris laetitia papieża Franciszka podsumowująca dorobek ostatnich dwóch synodów obradujących nad wyzwaniami stojącymi dziś przed rodziną. Jednym z ważniejszych wymiarów dokumentu jest właśnie społeczny i etyczny wymiar relacji. Papież podkreśla, że problemy, z którymi mierzą się rodziny, mogą być rozwiązane jedynie wówczas, gdy indywidualny ludzki wysiłek spotka się z odgórnymi działaniami systemowymi, zmierzającymi do przebudowy kultury społecznej. Dla kontrastu kilka dni przed ogłoszeniem adhortacji, w Niedzielę Miłosierdzia, w wielu polskich kościołach odczytywano komunikat Prezydium KEP dotyczący zmian w ustawie o ochronie życia poczętego. W papieskim dokumencie słowo „aborcja” pojawia się dwukrotnie – raz w kontekście zachęty do tworzenia instrumentów wspierających decyzje adopcyjne, innym razem przy sprzeciwie wobec przymusowych aborcji lub sterylizacji. Czy miałoby to znaczyć, że znamieniem polskiego katolicyzmu są roszczenia wysuwane wobec innych, a nie szczera troska o drugiego, gotowość do widzenia spraw w całej ich złożoności i szukania rozwiązań adekwatnych do stopnia skomplikowania problemów?

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się