fbpx
Dominika Kozłowska październik 2016

Jutro możemy być szczęśliwi

Zazwyczaj wyobrażamy sobie, że rozwój moralny dokonuje się liniowo: przychodzimy na świat z rozmaitymi dyspozycjami, by w toku życia stawać się coraz bardziej świadomymi, wolnymi i odpowiedzialnymi osobami.

Artykuł z numeru

Jak postępuje moralność

Jak postępuje moralność

Podobny proces miałby obejmować w dłuższej perspektywie ludzkie zbiorowości – jeśli historia jest nauczycielką życia, bogatsi o wieki doświadczeń, moglibyśmy unikać dawnych błędów i trafniej przewidywać konsekwencje decyzji politycznych lub ekonomicznych, które budują warunki rozwoju dla kolejnych pokoleń jednostek. W takim duchu powstawały oświeceniowe i postoświeceniowe utopie społeczne. A jednak mimo że ostatnie dwa stulecia przyniosły projekty przełomowe – jak kultura praw człowieka, nieprawdopodobny pomysł zjednoczenia Europy, coraz liczniejsze i silniejsze organizacje humanitarne czy wreszcie przybierający na sile ruch ekologiczny – rozwijały się one w cieniu doświadczeń cywilizacyjnego i moralnego upadku, jakim były dwie światowe wojny oraz rozwój ustrojów totalitarnych i dramat krajów postkolonialnych.

„Jeśli istotnie wchodzimy w okres Długiego Pokoju, to nie będzie on wcale sielanką, lecz czasem konfliktu tak permanentnego, że różnica między wojną a pokojem ulegnie całkowitemu zatarciu” – pisze John Gray, filozof, uczeń Isaiaha Berlina. Po „tysiącleciach powszechnej biedy i despotyzmu od jakiegoś czasu nieprzerwanie rosną kluczowe wskaźniki: żywych urodzeń, skolaryzacji i demokratyzacji, stanu zdrowia oraz długości życia”, a to świadczy o postępie – odpowiada mu Steven Pinker, psycholog kognitywista z Uniwersytetu Harvarda. Głosy te, publikowane w najnowszym Temacie Miesiąca, świadczą o tym, że spór ten jest najpewniej nierozstrzygalny. A jednak stanowiska Graya i Pinkera dadzą się pogodzić – choć postęp moralny można zaobserwować, jego owoce nie są nam dane raz na zawsze. Dotyczy to zarówno konkretnego człowieka, jak i społeczności.

Dziś lepiej niż kiedyś rozumiemy, że kondycja moralna jednostki i kształt życia społecznego to naczynia połączone: postawy ludzkie są warunkowane zarówno poprzez wrodzone dyspozycje, jak i osobisty wysiłek rozwoju duchowego oraz warunki zewnętrzne. Wiemy dziś również, a upewniają nas o tym nie tylko doświadczenia życiowe, ale i wyniki współczesnych badań nad mózgiem, że prościej jest sterować człowiekiem w złą niż w dobrą stronę, a gatunkowy altruizm niekoniecznie musi prowadzić do poszerzania granic solidarności, lecz np. do budowania zamkniętych społeczności.

Jeśli diagnoza ludzkiej kondycji, którą odnajdujemy w każdej z wielkich tradycji religijnych i duchowych, jest aktualna, oznacza to, że nie tak bardzo różnimy się od ludzi minionych wieków. Być może więc należałoby porzucić nasze wyobrażenia o postępie moralnym, który wiązałby się ze zmianą ludzkiej natury, a także o wpływie kultury na trwałość ludzkich postaw? Nawet jeśli ludzkie dzieje kształtują się pod wpływem wspomnianych trzech czynników: natury, kultury oraz warunków społeczno-ekonomicznych, przyszłość zależy od wiary w to, że nawet największy kryzys ekologiczny czy humanitarny może stać się początkiem lepszej zmiany.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się