fbpx
Olga Gitkiewicz (fot. Anna Liminowicz)
Olga Gitkiewicz lipiec-sierpień 2023

Babie lato

Moja wyobraźnia od lat jest niezależna od mojej woli. Czasem chciałabym ją wyłączyć, ale nawet kiedy śpię, ona czuwa i podsuwa mi sny

Artykuł z numeru

Wyobraź sobie

Wyobraź sobie

Czytaj także

Olga Gitkiewicz

Zdarta płyta

Olga Gitkiewicz

Słowa klucze

Olga Gitkiewicz

Z głowy

Diana Dąbrowska

Mózg to największy cud wszechświata

Ilona Klimek-Gabryś

Odnaleźć rękę do roślin

Sylwia Chutnik

Baby się całują, będzie deszcz

Edwin Bendyk

Pępek świata

Moja babka miała głowę pełną historii, a ja byłam dzieckiem, które lubiło słuchać. Dobrze się dobrałyśmy. Kiedy nie chciałam jeść – a często miało to miejsce – zagadywała mnie, snuła opowieści o znanych nam albo zupełnie nieznanych ludziach, coś tam od siebie dodawała, zmieniała szczegóły, żeby były ciekawsze, żeby się plątały jak nitki babiego lata. Widziała je wszędzie. Nie czytała książek, za to namiętnie czytywała nekrologi. Przystawała przy miejskich tablicach ogłoszeniowych i skanowała prostokąty tekstu. O, 54 lata, mruczała pod nosem, o, 90, piękny wiek, przenosiła wzrok niżej i sprawdzała, kto żegna zmarłego, ile osób, jaki stopień pokrewieństwa. A kiedy ul. Limanowskiego szedł pogrzeb – pamiętam jeszcze takie konne, z oszklonym karawanem – babka biegła ile sił w nogach, żeby obejrzeć kondukt, twarze żałobników, drapowanie wieńców i ułożyć z tego historię czyjegoś życia.

Lubiła sobie dopowiadać. Analizować. Sytuować siebie w przestrzeni i wśród innych ludzi. I lubiła zajmować wciąż te same ustalone miejsca – również na ławce, na której codziennie siadywała z sąsiadkami, żeby obserwować i komentować.

Babka miała bardzo rozbudowany aparat, który dziś bym nazwała potoczną wyobraźnią socjologiczną: jej świat porządkowały mądrości ludowe, przysłowia, powiedzenia, przedrukowywane z pokolenia na pokolenie przekonania dotyczące pracy, wypoczynku, czasu i logiki cyklu życia.

Na tym gruncie wyrosła moja własna wyobraźnia, ale się znarowiła. Dokarmiałam ją książkami i lubiłam z nią eksperymentować, przekraczać granice ustanowione przez moją babkę. Łączyć pomidora z ogórkiem. Kłaść torebkę na podłodze i witać się przez próg. Wciąż na nowo analizować jakieś związki i na nowo je układać.

Może właśnie dlatego moja wyobraźnia od lat jest niezależna od mojej woli. Czasem chciałabym ją wyłączyć, ale nawet kiedy śpię, ona czuwa i podsuwa mi sny. Są jak wieloczęściowe filmy fantastyczne, mają rozbudowaną fabułę i kolory, czasem przepuszczone przez filtr. Lata 90., sepia, klisza orwo, gołębia szarość. Czasami mi się śni, że czytam jakąś książkę – znam jej temat, fabułę, bohaterów. Później jej szukam, sprawdzam na półkach, staram się przypomnieć sobie tytuł, mija chwila, nim się orientuję, że istniała tylko przez moment, w mojej głowie. Jeszcze gorsze są te sny, w których tworzę własne teksty – dokumentuję temat w terenie, piszę rozdział książki, jestem z niego bardzo zadowolona, wszystko się logicznie łączy, znalazłam język, znalazłam strukturę, w dodatku na czas. A potem się budzę.

Jako reporterka muszę często wyłączać wyobraźnię – tego, tak mi się wydaje, od reporterskich tekstów oczekują czytelnicy i czytelniczki. A zatem sprawdzam wszystko po pięć razy, weryfikuję, potwierdzam w kilku źródłach. Ale reporterce wyobraźnia jest też potrzebna: trzeba umieć spojrzeć na problem z różnych stron, wczuć się w sytuację rozmaitych osób. Do tego wymyślać nowe sposoby zdobywania informacji i nowe sposoby oglądania rzeczywistości, bo ta rzeczywistość się przecież zmienia.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się