Wyczytałam w internecie, że to ogrodzenie będzie się składać z dwóch zwojów drutu układanych jeden nad drugim tak, by sięgnąć 2,5 m wysokości. I jeszcze, że to pomysł ściągnięty z granicy węgiersko-serbskiej, gdzie od kilku lat spełnia swoje zadanie.
Swoje zadanie” to te dwa słowa, przy których się zatrzymałam. Bo przecież wiem, do czego służy concertina: do zabezpieczania obiektów wymagających szczególnej ochrony.
Do komunikowania: nie podchodzić, nie dotykać. Żeby taki drut rozsunąć, trzeba go przeciąć w co najmniej trzech miejscach. A kto się wplącze w zwoje, może się wykrwawić. Człowiek może się zatrzyma, ale zwierzę, zwłaszcza nocą, będzie długo cierpieć.
Tylko kto by się przejmował zwierzętami w kraju, który polowania uczynił swoim misterium narodowym, wycinanie drzew lada moment wpisze do konstytucji i w którym wszystko może stanąć wszędzie.
Oprócz ludzi. O ludziach można powiedzieć, że są nielegalni, płot będzie legalny prawie zawsze.
Żadne specjalne prawo jego istnienia nie reguluje, ot, jeden rozdział, dziewiąty, w rozporządzeniu w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie. To raptem trzy paragrafy z podpunktami, nic ciekawego, zdawkowe zapisy, że ogrodzenie nie może stwarzać zagrożenia, że na wysokości mniejszej niż 1,8 m nie można umieszczać ostrych elementów, chyba że w zakładzie karnym, a dalej jeszcze coś o bramach i furtkach.
Nie ma w rozporządzeniu mowy o tym, że każdy płot ma dwie strony: własną i cudzą, zewnętrzną. I że budowa płotu nie jest czynnością neutralną, tylko dystynktywną, służy do odgradzania się. Płot zazwyczaj nie jest estetyczny, nie stwarza własności ani poczucia bezpieczeństwa – izolacja to jego jedyna rzeczywista funkcja. Płoty, tabliczki, ogrodzenia to zresztą tylko wizualne manifestacje kultury braku zaufania, w której żyjemy.
Bo choćby się to nam nie podobało, wielokrotnie przeprowadzane badania to potwierdzają: należymy do społeczeństw o najniższym poziomie zaufania społecznego, nie ufamy instytucjom i ludziom, których nie zaliczamy do rodziny.
Można oczywiście sięgnąć po argument, że wysoki poziom zaufania jest właściwy dla społeczności stabilnych, w których reguły prawne i moralne są trwałe i przestrzegane, a Polacy przez wiele lat PRL-u doświadczali raczej kruszenia norm, i że to te negatywne doświadczenia skłaniają do podejrzliwości. Mogłyby jednak równie dobrze skłaniać do współczucia innym osobom o negatywnych doświadczeniach, do zaufania, które jest po prostu efektem prawidłowej socjalizacji, społecznego uczenia się.
Zasiek z concertiny na granicy z Białorusią to świadectwo tego, że polskie władze nie nauczyły się niczego, że oblały wszystkie możliwe egzaminy, że „głodnych nakarmić, spragnionych napoić, podróżnych w dom przyjąć” to tylko doskonały trening czytania bez zrozumienia.
Trzy dekady po transformacji ludzie rządzący tym krajem postawili na granicy płot z drutu ostrzowego nie tylko po to, żeby się oddzielić od osób w potrzebie, ale też po to, żebyśmy przypadkiem się nie odważyli myśleć: to my, otwarte, zadowolone i dojrzałe społeczeństwo.
Piszę ten tekst 2 września, prezydent właśnie podpisał zgodę na wprowadzenie w pasie przygranicznym stanu wyjątkowego, jakby sama granica nie była realna, jakby trzeba ją było dodatkowo wzmacniać drutem, wojskiem i rozmaitymi stanami. Polska jest otoczona concertiną. Za ogrodzeniem coś jest, jakiś świat, jacyś ludzie. A u nas w środku ma być tak: żadnych miękkich więzi, tylko twardy drut. Trochę błota, trochę suchej trawy, skrzynka z gazem, jakieś dożywocie i nic więcej.