fbpx
Olga Gitkiewicz (fot. Anna Liminowicz)
Olga Gitkiewicz listopad 2022

Lewym pasem

Agresywne zachowania za kierownicą to najbardziej jaskrawa emanacja toksycznej męskości.

Artykuł z numeru

Odczarowanie Jezusa

Czytaj także

Olga Gitkiewicz

Z wyboru

To jest felieton pisany na road rage’u. Na drogowej złości, ręką wystawioną przez szybę i wyprostowanym palcem. Mój road rage, moja autostradowa furia, nie polega na wyzwiskach, na podjeżdżaniu, na trąbieniu ani na agresywnej jeździe. Jest tego wszystkiego efektem.

Czasem naprawdę lubię jeździć samochodem. Lubię te chwile, gdy jestem sama ze sobą, mogę włączyć dowolnie żenującą muzykę i po prostu patrzeć na drogę. Niestety, muszę też wciąż patrzeć w lusterka, bo nigdy nie wiem, kiedy się zjawią. Choć wiem, że zjawią się na pewno, w ułamku chwili.

Poganiacze. Przeważnie jadą sami. Na ogół mają ciemny eliptyczny samochód, względnie SUV. Zawsze zapominają, że można po prostu lekko ruszyć nogą i nacisnąć hamulec, mechanizm zwalniania, jest mniej skomplikowany niż wyprawa w kosmos. A jednak niezależnie od sytuacji, od warunków nadjeżdżają już z daleka, migając długimi światłami. Nie zwalniają. Może to jest zbyt trudne połączyć tyle czynności, trzymanie jednej ręki na kierownicy, jednej nogi na gazie, drugiej ręki na przełączniku świateł. I jeszcze oddychanie.

Mam mały czerwony samochód, widywałam w tym modelu mężczyzn, a jednak sądzę, że 90% użytkowników dróg, widząc moje auto, od razu myśli: kobieta. Przedmiot żartów i kąśliwych komentarzy, babka za kierownicą. Może dlatego tak mnie popychają, kobiety przecież można popychać, wystarczy mrugnąć, pstryknąć, a ona się dostosuje.

Czasami staram się złapać wzrok tych, którzy mnie zepchnęli. Jednak najczęściej i tak nie patrzą w bok. Może szyja im odmawia posłuszeństwa, a może kręcenie nią to już jednak za dużo czynności do opanowania.

Nie jeżdżę wolno, czasem nawet przekraczam dozwoloną prędkość, na drogach szybkiego ruchu i autostradach sporo wyprzedzam. Ale to jest zawsze, zawsze za wolno, i niezależnie od wskazań prędkościomierza irytuję swoją obecnością na drodze panów lewego pasa.

Po prostu oni lewy lubią. Bo lewy pas jest ich, a lubią go szczególnie, gdy jest pusty. Jakby ich bolało, że taki mały czerwony przedmiot narusza im krajobraz złożony z asfaltu i ekranów dźwiękochłonnych.

Mam całą kolekcję esencjonalnych wspomnień z polskich autostrad. Wyprzedzano mnie z prawej strony slalomem, wyprzedzano mnie pasem awaryjnym i spychano mnie pomiędzy tiry. W rzęsistym deszczu, w gradobiciu i oślepiającym słońcu. Świecono mi światłami po oczach tak, że musiałam przełączać playlistę na disco, a potem na rave.

Tacy kierowcy często mówią, że się spieszą, ale zapominają o tym, gdy muszą dokonać drogowej zemsty. Wtedy mogą mnie przyblokować i potem tak sobie jedziemy, koleś przez 50 km zajeżdża mi drogę przy prędkości 90 km/h lub niższej. To mnie akurat nie rusza, mogę tak jechać, po prostu zmieniam playlistę. A czasem demonstracyjnie robię zdjęcie tablicy rejestracyjnej. Działa.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się