fbpx
fot. Anna Liminiowicz
Olga Gitkiewicz lipiec 2020

Czego nie widać

Robert Kelly zapomniał zamknąć drzwi, tak potem mówił. A może tylko je przymknął, i to wystarczyło, by jego córka wparowała do gabinetu.

Artykuł z numeru

Duchowość 2.0

Duchowość 2.0

Kelly akurat udzielał zdalnego wywiadu dziennikarzowi BBC, siedział tyłem, ale zobaczył dziewczynkę na ekranie. Twarz mu stężała, jednak nie odwrócił się, próbował ją odsunąć ręką. Kiedy kilka sekund później do gabinetu wjechał na chodziku jego syn, Kelly stracił wątek. Dzieci zabrała z gabinetu Jung A-Kim, jego żona, starając się ukryć przed okiem kamery. Na marginesie: wiele osób sądziło, że to niania.

Po zakończeniu rozmowy Kelly był przekonany, że to koniec jego kariery.

Kariera skończona przez niemowlę i dziecko w wieku przedszkolnym, to się rzadko przytrafia mężczyznom. Kelly’emu też się nie przytrafiło. Stał się bardziej rozpoznawalny, dostał przydomek BBC Dad, a wideo z wywiadem krąży w mediach społecznościowych do dziś.

Doczekało się też przeróbek. Twórcy satyrycznego programu Jono and Ben nagrali wywiad z ekspertką, która w czasie wygłaszania specjalistycznego monologu przytula i karmi dziecko, wyciąga z piekarnika mięso, rozbraja bombę i znajduje mężowi skarpetkę. Głos jej przy tym nawet nie drgnie.

To parodia, ale na tym filmie widać to, czego nie widać za przymkniętymi drzwiami gabinetu Roberta Kelly’ego. Życie.

*

Przypomniałam sobie o Robercie Kellym i jego rodzinie kilka tygodni temu, gdy życie zawodowe wielu osób przeniosło się z biur do domów. Wcześniej praca zdalna była zarezerwowana dla nielicznych, w niektórych firmach uważano ją za rodzaj przywileju albo wyjście awaryjne.

Po ogłoszeniu pandemii praca weszła do sypialni, do kuchni i do salonu. Media zostały zalane fotografiami domowych stanowisk pracy i dobrymi radami: jak się zorganizować w czasie home office, czego się wystrzegać, jak przetrwać. Słyszałam wprawdzie, że niektórzy pracodawcy wypłacają dodatki do pensji związane z wyższymi kosztami pracy w domu, ale to wyjątki. O wiele więcej osób mówiło mi, że standardem są polecenia służbowe przesyłane o 20 albo i później, że teraz są w pracy cały czas. To nieznośne uczucie, ale niektóre z nas, niezależnie od stanu epidemiologicznego w kraju, mają co najmniej dwa etaty – ten zwykły plus niezliczone obowiązki domowe. Po zamknięciu żłobków i szkół konieczne stało się nie tylko zapewnienie dzieciom opieki, ale i pilnowanie nauki oraz pór posiłków. SARS-CoV-2 dołożył nam trzeci etat.

Tak, słyszę te uwagi – te przykłady mężczyzn, którzy solidarnie troszczą się o dom i dzieci. Na każdą taką historię mam dziesięć historii kobiet, które ze względu na niższą pensję przeszły na zasiłek opiekuńczy lub które starają się godzić powikłane życie domowe i zawodowe, czasem mieszkając ze sprawcą przemocy.

– Mam wyrzuty sumienia, że nie siadam do pracy o tej 21, kiedy dzieci już śpią i mam trochę czasu dla siebie – powiedziała mi wczoraj znajoma.

Pisząc ten felieton, wsłuchiwałam się w odgłos wirowania, ugotowałam niezliczoną ilość zbilansowanych posiłków, zmywałam, planowałam zakupy, uczyłam się matematyki i przyrody oraz rytmiki (naprawdę dobrze taktuję już nogami całą nutę). Mój mąż również to robi, ale nie wtedy kiedy pracuje, a tak się składa, że głód i e-szkoła nie poczekają do siedemnastej. Moja praca jest nieregularna, dlatego może się składać ze stop-klatek.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się