fbpx
Olga Gitkiewicz (fot. Anna Liminowicz)
Olga Gitkiewicz maj 2024

Godzina zwana czwartą

W nocy wydaje się, że minął kwadrans, a to dopiero cztery minuty. Ale ile można się przewracać z boku na bok, zaciskać powieki, poprawiać poduszkę

Artykuł z numeru

Sen o Japonii

Ten moment kiedy otwieram powieki i mam nadzieję, że jest może koło szóstej. Już można by wstać i zacząć dzień. Mózg jeszcze się nie nastroił, myśli nie wyostrzyły, a ja jeszcze kurczowo trzymam się nocy. Z obawą sięgam po zegarek, bo w głębi serca wiem. Na pewno jest czwarta. I co z nią zrobić, nie mam pojęcia. Przez krótką chwilę się łudzę, że wystarczy zamknąć powieki i sen wróci. Ale przecież znam ten stan, miałam te kłopoty już jako dziecko. Znienacka przychodziły tygodnie, kiedy nie mogłam zasnąć albo budziłam się o dzikich godzinach. Z czasem jakoś to oswoiłam, lecz przecież sen to podstawowa biologiczna potrzeba, jego celowa deprywacja uchodzi za wyjątkowo paskudną torturę. Mój mózg torturuje mnie sam, pozbawiając odpoczynku, jakby regularnie sobie przypominał, że mnie trzeba musztrować, utrzymywać w trybie stand-by, a nie w jakimś bezproduktywnym śnie. O tej bezproduktywności stanowiącej rysę na kapitalistycznej logice pisze sporo Jonathan Crary w książce 24/7. Późny kapitalizm i koniec snu.

Godzina czwarta nad ranem przydarza się przecież nie tylko mnie, to szersze doświadczenie. Z przewlekłą bezsennością zmaga się kilkanaście procent populacji, podczas pandemii te statystyki mocno wzrosły. Jest niezły kryminał o cierpiącym na bezsenność agencie, gra go Al Pacino. Tytuł to oczywiście Insomnia. Muzycy country jak Faron Young śpiewali piosenki o czwartej nad ranem, Leonard Cohen pisał list o „four in the morning, the end of December”, Wisława Szymborska nazywała czwartą godziną „z nocy na dzień, godziną z boku na bok, godziną pustą”. Nie jestem jednak pewna, czy mi to dodaje otuchy.

Znam na pamięć wszystkie dobre rady dotyczące higieny snu: nie myśl o potencjalnej bezsenności (niestety, to często jedyne, o czym jestem w stanie myśleć), nie panikuj (ha ha ha), przed zaśnięciem nie przywołuj z pamięci złych rzeczy (okej, to kiedy?), dotleniaj się, zwalcz stres, weź chłodny prysznic, prowadź regularny tryb życia, nie nadużywaj światła niebieskiego. Istnieją też specjalne techniki dla tych, którzy już naprawdę bardzo chcą przechytrzyć fizjologię – trzeba np. na zmianę unosić brwi i uśmiechać się szeroko, uciskać powieki. Wybitnie dziwna sekwencja, może działa na mięśnie twarzy, lecz u mnie nie powoduje senności.

Pewnie też nie powinnam używać określenia „fizjologia”. Bezsenności nie da się sprowadzić wyłącznie do niej, choć doskonale wiem, że sen wzmacnia i że nocny wypoczynek powinien trwać około siedmiu godzin (to, swoją drogą, znaczy, że w ciągu doby mniej czasu przeznaczamy na sen niż na pracę, hucpa). Problem w tym, że ja czasem budzę się po czterech. Potem nie mogę zasnąć albo zasypiam o świcie, na pół godziny. Kiedyś to mi aż tak nie doskwierało, ale od kilku lat, gdy moje ciało nie służy tak dobrze jak wcześniej, trudno mi przetrwać dzień po niedospanej nocy, z tym piaskiem pod powiekami i uogólnionym rozbiciem umysłowym.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się