fbpx
Mateusz Sarnowski
Ilustracja: Natalia Chachuj/ fot. www. instagram.com/ matipichci
Mateusz Sarnowski maj 2024

Sen o zen

Śniłem o Japonii latami. We śnie i na jawie. O smakach, kolorach, zapachach. O mglistych konceptach jak „zen”, „iki” czy „wabi sabi”.

Artykuł z numeru

Sen o Japonii

Próbowałem poznać tę kulturę na odległość, aby podczas pierwszej podróży do kraju sakury móc zrozumieć więcej i lepiej. Moja fascynacja Japonią rozpoczęła się wiele lat temu od lektury Tatami kontra krzesła Rafała Tomańskiego. Później przepłynąłem przez wspaniałą serię japońską wydawnictwa Karakter z wybitnymi Pochwałą cienia Jun’ichirō Tanizakiego i Strukturą iki Shūzō Kukiego. Tej ostatniej to właściwie nawet do końca nie zrozumiałem. Liznąłem temat, żeby zrozumieć, że ani iki, ani Japonii chyba w pełni nigdy nie pojmiemy. Przynajmniej nie jest to w zasięgu polskiego gaijin. Pandemia koronawirusa przeniosła Japonię jeszcze dalej. Archipelag stał się właściwie niemożliwy do odwiedzenia, a marzenia o nim jeszcze mocniejsze. Na szczęście i ona przeminęła. Marzenia pozostały i czekały na spełnienie.

Wiosną 2022 r. pracowałem w kopenhaskim Atelier September. Zgłosił się do nas Koreańczyk Hun, któremu bardzo zależało na jednym dniu w naszej kuchni. Przyjąłem go i spędziliśmy wspólnie przezabawny dzień, szkoląc go z francuskich omletów oraz innych dań, a on odwdzięczył się wspaniałym tteokbokki, czyli pikantnym grubym makaronem ryżowym. Hun był w procesie zbierania inspiracji po Europie, aby otworzyć własną francuską piekarnio-kawiarnię w Seulu. Następnym przystankiem po Kopenhadze był oczywiście Paryż. Zaprosił mnie do Korei i obiecał, że opłaci moje bilety, jeśli przylecę serwować omlety w ramach pop-upu w jego nowym miejscu o równie zabawnej, jak i on sam nazwie, Teddy Beurre. Jak się ostatecznie okazało, Hun był poważniejszy w swojej deklaracji, niż mi się pierwotnie wydawało.

Pop-up zaplanowaliśmy na początek roku 2023, więc udało mi się przywitać Nowy Rok w mroźnym Seulu i spędzić tam ponad tydzień, włączając w to jednodniową wycieczkę do DMZ, czyli koreańskiej strefy zdemilitaryzowanej (demilitarized zone), która oddziela południe kraju od północy i przypomina o wciąż trwającym konflikcie. Swoją drogą, historia napięć koreańsko-japońskich i trudne relacje obu krajów to osobny wątek, który udało mi się poznać podczas pobytu w Korei. Najciekawsze i najsmaczniejsze było jednak przede mną. 9 stycznia miałem lot do Tokio, a powrót do Kopenhagi zaplanowany był na 26 stycznia. Dwa i pół tygodnia snu o zen na jawie.

Mój ograniczony budżet pozwolił mi na noclegi jedynie w hotelach kapsułowych, ale udało mi się spróbować całą masę doskonałego jedzenia, z którego słynie Japonia. Tak, smakuje ono tam inaczej niż japońskie jedzenie gdziekolwiek indziej na świecie.

Sushi i ramen to jedynie wierzchołek góry Fuji. Każda izakaya, czyli pijalnia sake i piwa serwująca jedzenie, ma selekcję najwspanialszych kawałków ryby serwowanych jako sashimi, aby ucieszyć podniebienia gości.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się