fbpx
Olga Gitkiewicz (fot. Anna Liminowicz)
Olga Gitkiewicz czerwiec 2024

Wieczny nieodpoczynek

Miał to być piękny, słoneczny tekst o niedzieli, dniu wolności od pracy wpisanej już choćby w samą nazwę. Życie, jak to ono, uznało, że podsunie mi inny temat

Artykuł z numeru

Jak żyć w ciałopozytywnym świecie

Mówiono mi, że nie pisze się na kolanach. Że teksty trzeba konstruować w skali ludzkiej, ze zrozumieniem, ale nie uniżając się nadmiernie ani w stosunku do opisywanych osób, ani zjawisk. Piszę ten tekst na kolanach.

Piszę przy przedziwnej konstrukcji złożonej z komody i kilku poduszek, klęcząc. Kot patrzy na mnie z urazą, bo nie może się na tej szafce wylegiwać. Jednak próbuje gdzieś się wcisnąć, znaleźć sobie miejsce pomiędzy laptopem, moimi rękami i ścianą.

Wydaję z siebie również dźwięki, o których nie pomyślałabym, że istnieją, mieszankę jęku i śmiechu, bo przynajmniej humor mnie nie opuszcza i jednak uruchamia się bezwiednie, kiedy muszę się gdzieś doturlać w przedziwnej pozycji.

Oczywiście wszystkie znaki na niebie i ziemi to zapowiadały. Szykowałam się na dłuższy weekend, na to, że odpocznę. Musiałam tylko jeszcze kilka rzeczy dokończyć, pilnie coś sprawdzić, gdzieś pojechać i z kimś porozmawiać. A potem już miałam zadbać o higienę pracy, wyspać się, nic nie robić.

W pracy takiej jak moja, nieustabilizowanej umową i regularnymi wypłatami, nienormowanej określonymi godzinami, samotniczej, trudno zachować higienę. Rozciąga się tydzień roboczy, przesuwa go na weekendy, pracuje po nocach. Rzecz jasna są dni, kiedy wstaje się później, kiedy zajęć nie ma w kolejce aż tak dużo i można trochę pobumelować, więc nie jest to najgorsze zajęcie na świecie. Jednak te dni zdarzają się coraz rzadziej, i nie jest to jedynie moje doświadczenie. Od wielu znajomych osób słyszę, że tak to teraz wygląda: 10–12 godz. przy biurku, bateria zimnych kaw, których się nie miało czasu wypić, piasek pod oczami. I oczywiście dziwne dolegliwości w rejonie kręgosłupa, też je znam – na tyle dobrze, że nauczyłam się je ignorować, wierzyć, że odrobina aktywności fizycznej pozwoli je okiełznać.

Dlatego kiedy kilka dni temu wstałam i czułam się nieco dziwnie, uznałam, że trzeba to jakoś rozchodzić. Może rozjeździć na rowerze. A potem dokończyć wszystkie zaległe teksty i wtedy może odpocząć.

Mam wysoki próg bólu, zatem nie zorientowałam się od razu. Myślałam: ciało już nie to, ale przecież nadal sprawne. I ono właśnie powiedziało mi: a figa, nie będziesz miała ani pracy, ani odpoczynku, cierp, a tutaj twoja koleżanka, trochę się już znacie, ale tym razem zostanie na dłużej, rwa kulszowa.

Cierpię więc. Szukam tych oszczędnych ruchów, które nie będą się wiązały z przeszywającym bólem, i prawie za każdym razem błądzę. Piszę na telefonie, bo akurat telefon mogę utrzymać w dłoni. Szukam sposobów i szukam takiego ułożenia ciała, które pozwoli mi oddychać nieco głębiej. Buduję konstrukcje z poduszek. Klęczę. Piszę ten tekst, bo czeka na niego redakcja. Piszę, bo taka jest ta praca. Potem odpocznę, potem odpocznę.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się