Biblioteka publiczna w Gliwicach, początek maja 2024 r., trwa warsztat z tworzenia biografii ciała. Pracuję z grupą kobiet w różnym wieku, o zróżnicowanych kształtach i stylach ubierania się. Warsztat wyrósł z mojej książki Ciałaczki. Kobiety, które wcielają feminizm, a pomysł poddało mi pozornie oczywiste spostrzeżenie. Po kilkunastu rozmowach z moimi bohaterkami zauważyłam, że bardzo rzadko zdarza mi się myśleć o moim ciele jako ważnym elemencie mającym wpływ na moje życie.
A przecież to ciałem uczestniczę we wszystkich wydarzeniach, poprzez ciało jestem osobą.
Opracowałam więc warsztat, z którym jeżdżę po Polsce, a jego celem jest wspólna praca nad tym, jak może wyglądać nasza biografia pisana poprzez ciało. Jakie wydarzenia będą wtedy ważne? Jak ciało pamięta? Jak patrzy i mówi? Co jest dla niego ważne? W jaki sposób zmienia się nasze bycie w ciele czy ciałem, jeśli w ogóle czujemy się w nim obecni? W ciągu kilku godzin warsztatu rozmawiamy o menopauzie, miesiączce, dorastaniu, starzeniu się, lęku przed przemocą, dotyku, seksie, codziennym dbaniu o siebie. Na przenośnej tablicy wypisuję słowa, które wyłapuję od uczestniczek, a którymi opisują one swoją cielesność.
Powtarzają się: „poczucie winy”, „dyscyplina”, „pobłażać sobie”, „lenistwo”, „gruba”, „pulpet”, „odpuściłam”, „praca nad sobą”. Kiedy pytam, ile kobiet było na diecie, wszystkie podnoszą rękę. Każda z nich czuła się zagrożona na ulicy. Każda, patrząc w lustro albo aparat telefonu, potrafi od razu powiedzieć, co jest z nią „nie tak”. To nieprzyjemny dla ciała kulturowy krajobraz.
Rysuję na tablicy dwa kółka. W jednym ludzik jest w środku i rozgląda się dookoła. W drugim ludzik jest na zewnątrz i patrzy na koło raz z jednej, raz z drugiej strony.
– Czym różnią się rysunki? – pytam warsztatowiczki.
– Na tym pierwszym ludzik jest częścią tego kółka, a na tym drugim nie – odpowiadają przytomnie na moje z pozoru głupie pytanie. Z pozoru, bo te dwa rysunki moim zdaniem ilustrują problem, jaki – nie tylko jako kobiety – mamy z myśleniem o naszej cielesności w kulturze.
Żyjemy w rzeczywistości, która zachęca nas do nieustannego wybierania, oceniania, lajkowania, serduszkowania, szerowania, komentowania, szeregowania, tworzenia list, porównywania, rywalizowania, nadawania znaczenia i wartości.
Nieustannie gapimy się na jakieś kółka, opisujemy je, umieszczamy w kontekście innych kółek, grupujemy te kółka i gramy nimi niczym kuleczkami na flipperach. Te kółka to także to, jak wyglądamy, to wizerunki i kategorie piękna, brzydoty, zdrowia i choroby, widoczności i słyszalności. Przyglądamy się kółkom innych ludzi, a także naszemu własnemu kółku. I robimy to na podobnych zasadach. Oglądamy je i opisujemy z zewnątrz, jakby było odseparowanym od nas bytem. Oglądamy jego powierzchnię, toczymy w kierunku innych kółek, zderzamy z nimi niby bile. Nawet nie pomyślimy, co jest w środku, i nawet nam nie przyjdzie do głowy, że można opisywać życie w kulturze z innej perspektywy – jako ludzik, który jest częścią kółka.