fbpx
Dwie żołnierki podziwiają tatuaż u Jessie Knight miejscowej tatuatorki, 1951 r., Aldershot, Wielka Brytania fot. Haywood Magee/Picture Post/Hulton/Getty
Elżbieta Łapczyńska czerwiec 2024

Opowieść o wytatuowanym „ja”

„Co oznacza ten tatuaż?” – tak brzmi jedno z moich najmniej lubianych pytań. Najczęściej mój tatuaż nie oznacza nic albo wyraża coś głupiego, błahego, nieważnego. Czy wniosek z tego, że mam pstro w głowie, a tatuaże to tylko próżniacza zachcianka?

Artykuł z numeru

Jak żyć w ciałopozytywnym świecie

Czytaj także

Dominika Kozłowska fot. Grażyna Makara

Dominika Kozłowska

Władza spojrzenia

Anna Marchewka

Nic osobistego

Karolina Sulej

Komplementy 2.0

Tatuaż nie jest wynalazkiem naszych czasów, nawet nie naszego wieku, ale ten, który jest mi szczególnie bliski, czyli artystyczny, jest najmłodszym typem z całego zjawiska. Jego starsi bracia, którzy jednak ciągle są w formie, to tatuaż więzienny, militarny, a także plemienny. Wszystkie w mniej lub bardziej pokrętny sposób wywodzą się z tradycji tatuowania niemającej prawdopodobnie jednego źródła: ani kulturowego, ani geograficznego. Tatuowali się ludzie paleolitu i neolitu. Być może była to pierwsza praktyka, która odróżniała homo sapiens od zwierząt. Tatuaż zdobił skórę dawnych społeczeństw Oceanii, Półwyspu Malajskiego, Afryki, Ameryki Północnej i Południowej oraz Japonii. Owszem, zdobił, bo poza funkcjami magiczno-religijnymi i leczniczymi pełnił też tę estetyczną. Zarówno więc chronił przed złymi mocami, chorobą i śmiercią, jak i dodawał punktów na rynku matrymonialnym albo po prostu: cieszył oko – mówi się czasem, że w dawnych epokach człowiek był bardziej przyozdobiony niż ubrany. Zazwyczaj tatuaże odgrywały także ważną rolę społeczną – mówiły: „Jesteś swój”. Umożliwiały rozpoznanie pobratymców, określenie ich pozycji w grupie, nadanie sobie wyższego statusu, np. na Markizach najbardziej bogate i wyszukane wzory o ogromnej powierzchni mogli nosić tylko wodzowie i ich synowie. Tatuaż bywał także opowieścią: przedstawiał dzieje ozdobionej osoby. Wydaje się, że te dawne funkcje tatuażu są bardzo aktualne i nie tyle przetrwały, ile po prostu od zawsze mają związek ze zjawiskiem trwałego ozdabiania skóry. Nie licząc stygmatyzującej funkcji (to prawdopodobnie europejska specjalność), tatuaż dawał więc poczucie bezpieczeństwa, miał afirmacyjny charakter, budował prestiż. Osoba z dawnych czasów mogła czuć się dumna ze swoich ozdób, a ich odbiór społeczny był pozytywny. Zapewne samoocena takiej osoby rosła wraz z liczbą lub wielkością tatuaży w tych praspołecznościach.

Słowo tatau przywędrowało do Europy z Wysp Polinezyjskich statkami kapitana Cooka, co nie znaczy, że odpowiadająca mu praktyka na „Starym Lądzie” nie istniała przed wyprawami kolonizatorów.

Wbijanie pigmentu w skórę za pomocą ostrego narzędzia do tego czasu określano mianem signum lub stigma, a w czasach bliższych Cookowi – hieroglif, piętno, wyryty rysunek. Tatuowanie w Europie jest równie dawne co w innych częściach globu (mamy dowody z dzisiejszych terenów Węgier czy Rumunii), było także praktykowane w starożytności i wśród chrześcijan, jednak od 787 r., kiedy potępiono tatuowanie jako zabieg zagrażający czystości duszy, tradycja znacząco się wyciszyła, by znów wzbudzić zainteresowanie po pojawieniu się schwytanych Maorysów w portach Europy. Pod koniec XIX w. tatuowanie zaczynało wnikać w kulturową tkankę świata Zachodu. Z jednej strony można mówić o przywłaszczaniu własności kulturowej, z drugiej – o odświeżeniu rodzimej tradycji. Owi „starsi bracia” dzisiejszego tatuażu artystycznego zaczynają być rozochoconymi młokosami: tatuaże więzienne czy wojskowe mieszają się z marynarskimi. A ozdabianie się malunkiem staje się sposobem na życie: obficie wytatuowane osoby pokazują się publicznie za pieniądze lub dołączają do trup cyrkowych, pojawiają się pierwsi profesjonalni tatuatorzy. Zapewne myśląc o klientach, czytelniczka lub czytelnik wyobraża sobie marynarzy i rzezimieszków – otóż nie (tylko), tatuowała się także arystokracja, m.in. car Mikołaj II czy arcyksiążę Franciszek Ferdynand.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się