fbpx
fot. Rafał Malko/Agencja Wyborcza.pl
Michał Potocki lipiec-sierpień 2023

Zawsze przychodzi wiosna

Zadaniem kolonii karnej jest złamanie człowieka – przez bicie albo presję psychiczną. 10 lat będzie w niej przebywać Aleś Bialacki, obrońca praw człowieka i laureat Pokojowej Nagrody Nobla.

Artykuł z numeru

Wyobraź sobie

Wyobraź sobie

Iryna Abdukieryna, Aleh Abdułajeu, Hanna Abłab, Andrej Abrazcou… 1520 więźniów politycznych – tylu obywateli Białorusi według obliczeń nielegalnej w świetle tamtejszego prawa organizacji Wiosna przebywa w aresztach, więzieniach i obozach. Wśród nich jest wielu znanych nie tylko w kraju liderów opinii publicznej – polityków, dziennikarzy, działaczy, a także obrońców praw człowieka. W tym Aleś Bialacki, 60-letni założyciel Wiosny, ubiegłoroczny noblista, który ze względu na życiorys jest personifikacją najnowszej historii Białorusi.

„Ostatnia wiosna Wiosny” – ogłaszała gazeta „SB Biełaruś Siegodnia”, oficjalny organ administracji rządzącego Białorusią nieprzerwanie od 1994 r. Alaksandra Łukaszenki, gdy 3 marca sędzia Maryna Zapasnik wydała w Mińsku wyroki na kierowników organizacji. Bialacki po niemal dwóch latach spędzonych w areszcie dostał 10 lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze, o dwa mniej, niż żądał prokurator Alaksandr Karol, oraz 185 tys. rubli (240 tys. zł) kary finansowej. Zarzucono mu kontrabandę oraz finansowanie działań grupowych rażąco naruszających porządek publiczny.

Propaganda, na bieżąco opisująca proces, obrzucając Bialackiego obraźliwymi określeniami w rodzaju „klaun” czy „pajac”, nie przejmowała się sprzecznościami. Zgodnie z jej relacjami Bialacki miał finansować z zachodnich grantów działalność wywrotową, a jednocześnie defraudować napływające pieniądze bez wiedzy kolegów. Trudno znaleźć zarzut, który do tego stopnia nie pasowałby do osobowości lidera Wiosny. Ubrany w nieodłączną dżinsową kurtkę, nigdy nie był znany z przywiązania do wartości materialnych. W 2012 r. zrzekł się pieniędzy z jednej z zachodnich nagród, prosząc, by zamiast tego przeznaczyć je na wsparcie którejś z organizacji zajmujących się obroną praw człowieka.

Wkrótce po wyroku Bialacki trafił do kolonii karnej numer dziewięć w Horkach w obwodzie mohylewskim. „Dziewiątka” cieszy się złą sławą wśród białoruskich więźniów. Obóz położony na terenie dawnej cegielni, tuż pod rosyjską granicą, jest przeznaczony przede wszystkim dla recydywistów z poważnymi wyrokami. Administrację dobrano pod kątem klienteli. Białorusini mówią, że szczególnie łatwo trafić tam do izolatki albo zostać pozbawionym praw przysługujących więźniom, ponieważ klawisze szczególnie skrupulatnie odnotowują wszelkie rzeczywiste i rzekome naruszenia regulaminu.

Gdy piszę te słowa, rodzina Bialackiego od 26 dni nie wie, co się z nim dzieje, a to w warunkach białoruskich zwykle oznacza karną izolatkę.

 

Warunek ekstremalny

Naruszenia mogą być najzupełniej banalne: niedokładne posłanie koi albo niedopięcie guzika.

– Zadaniem tej kolonii jest złamanie człowieka – tłumaczył Deutsche Welle były więzień „dziewiątki”, działacz opozycji Alaksiej Milukou. Przy czym przemoc stosowana wobec opozycjonistów nie zawsze polega na torturach, choć i takie przypadki się zdarzają, a w wielu zakładach penitencjarnych istnieją „preschaty”, pomieszczenia przeznaczone specjalnie do bicia więźniów. O tym, jak wyglądają warunki odsiadki, opowiadał mi swego czasu Mikałaj Statkiewicz, były (i obecny) więzień polityczny, kandydat na prezydenta w 2010 r.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się