To historia oparta na faktach, które po drodze uległy zasadniczej aktualizacji. Historia o „ponownych narodzinach” i rozpoczęciu nowego życia. Szereg niepełnosprawności, z którymi urodził się Grzegorz Płonka, oraz ogromna trudność dorosłych w nawiązaniu kontaktu z dzieckiem skłoniły lekarzy do postawienia następującej i, jak się później okazało, błędnej diagnozy: głęboki autyzm. Dopiero w wieku 14 lat stwierdzono u już nastoletniego chłopca dziecięce porażenie mózgowe i… ciężki niedosłuch. Dla rodziny Płonków to było prawdziwe trzęsienie ziemi. Aparat słuchowy nie tylko otworzył Grzegorza na nowy, nie zawsze wspaniały, jednak pełen uroków świat, lecz przede wszystkim pozwolił odkryć jego ogromny talent muzyczny.
Należy podkreślić, że przyszły „Beethoven z Murzasichla” – w Sonacie brawurowo w tę rolę wcielił się rozpoczynający wówczas swoją karierę aktorską Michał Sikorski – musiał nauczyć się wszystkiego od zera: zbierać, a następnie interpretować pojęcia, uczyć się języka polskiego wraz z jego niełatwym brzmieniem i wcale nie prostszymi znaczeniami. Znalezienie placówki, która za pomocą odpowiednich narzędzi pomogłaby Grześkowi w rozwoju intelektualnym, graniczyło z cudem. Polski system szkolnictwa wyklucza osoby z takimi ograniczeniami mowy i słuchu. Temu bolesnemu ostracyzmowi przygląda się właśnie twórca Sonaty. Film daje wyraz nieugiętej, solidarnej walki rodziny Płonków o możliwie jak najlepszą przyszłość dla ich ukochanego i niezwykle uzdolnionego artystycznie syna.
Bo Sonata to nie tylko opowieść o rozbudzaniu uśpionych zmysłów, ale też apetytu na to, by mieć marzenia. A właściwie prawo do marzeń. Nawet wtedy, gdy wszystko wydaje się stracone.
Jak wspominał w jednym z wywiadów reżyser Bartosz Blaschke: „Usłyszałem Grześka po raz pierwszy w Internecie, chyba na YouTubie. Było to wspaniałe wykonanie Sonaty księżycowej Beethovena. Grzesiek tę sonatę grał wiele lat po tym, jak już został ponownie zdiagnozowany, jak już nauczył się mówić. Był już zaimplantowany [w Instytucie Fizjologii i Patologii Słuchu profesora Henryka Skarżyńskiego, którego w filmie sportretował Jerzy Stuhr] i niesamowicie się rozwinął muzycznie. W jego muzyce jest coś zaklętego, coś, co bardzo silnie na mnie oddziałuje jako na słuchacza, na człowieka”.
W tej legendarnej sonacie Grzesiek zakochał się bez pamięci i to właśnie ta – przepełniona duchem wolności i romantyzmu – mistrzowska kompozycja okazała się dla niego przepustką do dalszej edukacji, koncertów, festiwali muzycznych*. Wykonania utworu chłopiec nauczył się samodzielnie nie z nut, tylko odsłuchując Beethovena z kasety. Zresztą Płonka bardzo szybko poczuł rodzaj duchowego pokrewieństwa z wiedeńskim klasykiem. Choć urodzony w Bonn artysta już w młodości zaczął tracić słuch, nie przeszkodziło mu to w kontynuowaniu działalności kompozytorskiej. Nawet w okresie całkowitej głuchoty i wynikającej z niej izolacji Beethoven nie przestał tworzyć. Przepełniona cierpieniem i samotnością walka o własną sztukę autora IX Symfonii stała się zarówno ponadczasowym symbolem kontestacji, jak i wytrwałości. Muzyka pozostaje dla Grześka – podobnie jak dla Beethovena – sposobem najszczerszej komunikacji, uniwersalnym, a zarazem niezwykle osobistym językiem głęboko skrytych emocji i wrażeń. Jak miał powiedzieć sam mistrz: „Zagranie złej nuty nie ma znaczenia. Ale granie bez pasji jest już niewybaczalne”.