fbpx
Kadr z filmu Złodzieje rowerów fot. BE&W
Diana Dąbrowska lipiec-sierpień 2022

Rower, czyli życie

Zawarta w tytule filmu „Złodzieje rowerów” liczba mnoga antycypuje okrutną prawdę o rzeczywistości, w której łatwo samemu stać się przestępcą. Ale nawet gdy bohaterowie przekraczają tę granicę, De Sica pokazuje ich z wrażliwością i empatią.

Artykuł z numeru

Rzeczy, które kochamy

Czytaj także

Diana Dąbrowska

Namiętność na uwięzi

Jak pisała niegdyś Maria Kornatowska: „Neorealizm, niby zapomniany, zamknięty w podręcznikach historii, ożywa w dramatycznych momentach dziejów społeczeństw. Jest świetnym narzędziem opisu rzeczywistości nabrzmiałej cierpieniem i nadzieją”. Twórczynie i twórcy z całego świata wciąż upatrują w Złodziejach rowerów Vittoria De Siki i Cesare Zavattiniego artystycznej wykładni, jak robić „czyste kino”, w którym panuje idealna harmonia między etyką a estetyką.

Włochy, rok 1948. Mieszkańcy Rzymu próbują odbudować swoje życie wśród licznych zniszczeń. Wraz z resztkami wojennego pyłu pragną strzepać z siebie ostatnie pokłady strachu i udręczenia. Idzie nowe, to pewne. Ale najpierw potrzebna jest praca, która umożliwi ludziom dalsze przetrwanie. Podobnie jak wielu innych bezrobotnych, Antonio Ricci (w tej roli naturszczyk Lamberto Maggiorani) wypatruje jakiegoś zajęcia. Pojawia się szansa, by nająć się jako rozlepiacz plakatów. Konieczne jest jednak posiadanie roweru, który uboga rodzina zastawiła w lombardzie. Maria, żona Antonia, wymienia ostatnie prześcieradła na dwukołowy pojazd. Zdaje się, że szczęście wreszcie zapukało do drzwi państwa Riccich. Ufny Antonio bierze się nazajurz za robotę. Skupiony na zjawiskowej Ricie Hayworth, której twarz w postaci kawałka plakatu mężczyzna starannie nakleja na tablicę, Ricci nie zauważa, że złodzieje zaczaili się na jego rower. To początek dramatu, który zmusi Antonia i jego małoletniego syna Brunona (dziewięcioletni Enzo Staiola) do poszukiwania na własną rękę skradzionej własności.

Rower w arcydziele De Siki można uznać dziś za filmowy MacGuffin, czyli – jak zdefiniował to Alfred Hitchcock – przedmiot (choć może być to również osoba lub miejsce), który uruchamia akcję, napędza działania i motywacje postaci. Ostatecznie staje się pretekstem do tego, aby przyjrzeć się bliżej polityczno-społecznej sytuacji w stolicy Italii, zejść niżej po jej piekielnych kręgach i uliczkach. Osamotnieni w wędrówce Antonio i Bruno nie otrzymują wsparcia od nikogo. Ten stan „egzystencjalnego zawieszenia” trafnie opisali twórcy publikacji Kino. Wehikuł magiczny Adam Garbicz i Jacek Klinowski: „Krok po kroku ujawniana jest beznadziejność sytuacji bytowej bohatera i ludzi jemu podobnych, jedna po drugiej instytucje społeczne zostają zdewaluowane, zaś zasady współżycia międzyludzkiego podważone”.

Zawarta w tytule liczba mnoga antycypuje okrutną prawdę o rzeczywistości, w której niezwykle łatwo przekroczyć granice i samemu stać się przestępcą. Ale nawet wtedy De Sica – poeta wojny i nędzy – pokazuje swoich bohaterów z wrażliwością i empatią. Włoski mistrz nie usprawiedliwia, tylko chce zrozumieć. I właśnie to czyni go bez wątpienia jednym z największych humanistów w dziejach X Muzy.