Ormiański artysta, będący uczniem ukraińskiego mistrza Aleksandra Dowżenki, poświęcił od początku swojej kariery wiele miejsca ukraińskiej kulturze, a wraz z tym filmem stał się piewcą jej dawnych ludowych tradycji i wierzeń. Zanurzone w magicznym realizmie przedstawienia ludu Hucułów, czyli grupy etnicznych górali zamieszkującej ukraińską i rumuńską część Karpat Wschodnich, zachwycają do dziś żywiołowością oraz malarskością i bywają nazywane Paradżanowską wersją Romea i Julii. Cienie zapomnianych przodków to jednak przede wszystkim pokaz ukraińskiej tożsamości narodowej en masse. W filmie Paradżanowa mówi się w języku ukraińskim z elementami oryginalnego dialektu huculskiego. Ministerstwo domagało się zresztą w etapie postprodukcji stworzenia rosyjskiej ścieżki dźwiękowej do filmu, jednak reżyser nie złamał się w tej kwestii. Jak podkreślają badacze – to właśnie wszelkie elementy folkloru okazały się wyznacznikiem stylu kinematografii republik, w których różni artyści starali się bronić kulturowej unikatowości i suwerenności bliskiej im ziemi właśnie przez sztukę.
Czytaj także
Kwaśny smak kontestacji
Podstawą Cieni zapomnianych przodków jest opowiadanie modernistycznego pisarza Mychajła Kociubyńskiego, którego 100. rocznica urodzin przypadała właśnie na 1964 r. Tragiczne losy dwojga zakochanych – Iwana i Mariczki – stają się narzędziem do zbadania legendarnego i niezwykle brutalnego świata tytułowych przodków. Ormiański reżyser wiedział, jak „przepisać” na język ruchomych obrazów tę oniryczną balladę, w której to, co wyobrażone, styka się nieustannie z tym, co boleśnie prawdziwe.