fbpx
fot. BE&W
Diana Dąbrowska styczeń 2023

Geometria przyszłości

Trudno o lepszego obserwatora fantazji i absurdów II poł. XX w. niż wiecznie roztrzepany, wdzięczny pan Hulot.

Artykuł z numeru

Filozofowie Doliny Krzemowej i przyszłość ludzkości

Jego stwórca i odtwórca – wybitny artysta Jacques Tati (1907–1982) – dostrzegał w „nowym wspaniałym świecie” lat 60. niekończący się dom towarowy albo też ogromną klinikę, w której wszystko odznacza się sterylnością i anonimatem. Genialne wizje Francuza do dziś zaskakują świeżością i błyskotliwym humorem.

Pan Hulot – jak na bohatera slapstickowego przystało – sieje „przypadkowy zamęt” w krainie nowych rytuałów społecznych powojennego, ekonomicznie zaspokojonego Zachodu; krainie coraz bardziej uzależniającej się od seryjnej produkcji i masowej konsumpcji. Wiele z gagów Francuza bazuje na pomysłowym i subwersywnym wykorzystaniu „przestrzennej geometrii” otaczającej go rzeczywistości. Wystarczy pomyśleć o rozbudowanych sekwencjach biurowo-towarowych z filmu Playtime (1967). Bohater grany przez Tatiego gubi się na piętrach i korytarzach, zagląda do nieodpowiednich pomieszczeń, boi się siadać na krzesłach i korzystać z różnych mebli. Wysoki mężczyzna z fajeczką i kapelusikiem zdaje się żyć w innym rytmie niż zastana – jakże poukładana i efektywna – czasoprzestrzeń.

W futurystycznym, zunifikowanym Paryżu z Playtime – specjalnie stworzonym na potrzeby filmu kosztownym „Tativille” na obrzeżach lasku Vincennes – jest gęsto od lśniących wieżowców, pędzących samochodów i przechodniów. Stolica tonie w swojej własnej symfonii synchronicznych dźwięków, a na ścieżce dźwiękowej ludzki dialog rzadko dominuje. Tati upatruje tutaj pewną „psychosomatyczną symbiozę” między architekturą, przedmiotami a  postaciami. Każdy człowiek posiada jasno określone miejsce i funkcję, stając się wręcz kolejnym elementem filmowej dekoracji. Ludzkie zachowania automatyzują się w swoich choreografiach, co jest zarówno komiczne, jak i niepokojące. A zadaniem pana Hulota jest przypomnienie wszystkim, że można w tej „geometrii przyszłości” podążać innym – często mniej stosownym i dzikim – szlakiem.

Pana Hulota jest zresztą w Playtime jak na lekarstwo. W porównaniu z takimi dziełami jak Wakacje pana Hulot (1953) i Mój wujaszek (1958) ikoniczna rola została świadomie sprowadzona do drugiego, a nawet trzeciego planu. Opowiadając o kondycji współczesności, francuski reżyser anarchista był wierny swoim kontestacyjnym ideałom, co znalazło pełne odzwierciedlenie w prowadzonej narracji. Nie mamy tutaj gwiazd, głównych bohaterów i hierarchii wątków fabularnych, które rządziłyby się zwartą logiką przyczynowo-skutkową. Przyglądamy się przede wszystkim „antropologicznym spektaklom”, w których każdy jest skupiony na sobie – niezależnie od tego, czy pracuje, kupuje czy odpoczywa. W świecie, w którym coraz bardziej zatraca się nasza podmiotowość i znikają zwykłe, ludzkie gesty, nie ma już miejsca dla rozkosznego pana Hulota. A może to my nie umiemy go tam dostrzec?

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się