Protagoniści dzieł Paola Sorrentina – dosłownie i w przenośni – poszukują swojego miejsca w świecie. Zadanie to z pewnością nie należy do najprostszych, gdyż bardzo często skazani są na przebywanie w tzw. nie-miejscach. Zafascynowany koncepcją Marca Augé reżyser wykorzystał ten motyw w takich filmach jak Konsekwencje miłości (2004), Wszystkie odloty Cheyenne’a (2011) i Młodość (2015). Francuski antropolog zwykł definiować nie-miejsce jako przestrzeń, gdzie „ani tożsamość, ani historia nie wytwarzają tak naprawdę sensu (…), gdzie tylko ruch obrazów pozwala chwilami dostrzec temu, kto na nie patrzy, wymykanie się domysłów na temat przeszłości i możliwości jakiejś przyszłości” (tłum. R. Chymkowski). Luksusowe szwajcarskie uzdrowisko ze wspomnianej Młodości może zaproponować swojej wymagającej i zróżnicowanej wiekowo klienteli niemal każdy relaksująco-pielęgnujący zabieg. Ale czy biologiczna odnowa ciała idzie tutaj w parze z „odmładzaniem duszy”, łataniem dziur pokiereszowanej życiowymi dramatami tożsamości?
Jak zauważył włoski filmoznawca Luca Lardieri: „U Sorrentina mamy nieustannie do czynienia z postaciami nietypowymi, melancholijnymi, które przeżywają swoją egzystencję niczym karę”.
Czytaj także
Najlepsza Korea
Czy w swoich obserwacjach otaczającej rzeczywistości bohaterowie twórcy Wielkiego piękna są rzeczywiście aż tacy bezradni, zawieszeni w działaniu? Jak wyznał sam Sorrentino w rozmowie z krytykiem filmowym Januszem Wróblewskim: „Będąc młodymi, lękamy się starości. Gdy już się zestarzejemy, przejmuje nas bardziej samo przemijanie i to, jak zostaniemy zapamiętani. (…) Jak by powiedział Novalis, pociągają mnie ludzie świadomi, że podróż do domu ich Ojca zbliża się do kresu. Co się wtedy myśli o życiu?”. Trzeba przyznać, że przedstawione w Młodości szwajcarskie spa – niczym sanatorium rodem z Czarodziejskiej góry Tomasza Manna – staje się idealną scenerią dla tego typu rozważań.
Życie i wieloletnia przyjaźń wiekowego już Freda Ballingera (Michael Caine) i Micka Boyle’a (Harvey Keitel) skierowane są przede wszystkim ku wspomnieniom. Ku przeszłości. Fred był niegdyś wielkim kompozytorem, który nie ma zamiaru wrócić do zawodu nawet na prośbę angielskiej królowej, natomiast Mick jest reżyserem, pracującym wytrwale nad swoim „filmowym testamentem”. Jeden o pracy nie chce słyszeć, apatycznie delektując się uzdrowiskową monotonią, drugi zaś nienawidzi rutyny i stara się wykorzystać swój czas do maksimum, i to w towarzystwie młodych adeptów sztuki filmowej. Różnorodność egzystencjalnych postaw Freda i Micka przywołuje na myśl filozoficzne potyczki Settembriniego i Naphty z arcydzieła Manna. Bohaterowie odkrywają przed sobą najgorsze strony, bo – jak to bywa w twórczości włoskiego reżysera – nikt nie jest idealny. A im bardziej postaci są „ludzkie”, tym częściej zostają skazane na cierpienie, niezrozumienie lub konieczność zadawania bólu innym.