fbpx
Kadr z filmu „Samotnie na plaży pod wieczór" fot. Courtesy Cinema Guild
Kadr z filmu „Samotnie na plaży pod wieczór" fot. Courtesy Cinema Guild
Diana Dąbrowska kwiecień 2025

Uwięzieni w kropce

„Samotnie na plaży pod wieczór” (2017) to przykład filmowej maestrii jednego z najciekawszych współczesnych koreańskich reżyserów – Honga Sang-soo. Poetycka opowieść o uciekającej przed uczuciowością młodej aktorce czaruje nas wdziękiem i zachwyca autentyzmem.

Artykuł z numeru

Jak smakuje życie w Korei

„Jestem dobrą obserwatorką” – mówi o sobie w jednej ze scen protagonistka Samotnie na plaży pod wieczór. Young-hee (Min-hee Kim za tę rolę została nagrodzona na Berlinale) to aktorka, która otaczającej ją rzeczywistości przygląda się z dystansem i wnikliwością. Jej sposób widzenia i współodczuwania świata jest silnie zespolony z artystyczną filozofią samego twórcy filmu. Albowiem w przypadku dzieł Honga Sang-soo mamy do czynienia z tzw. kinem długiego trwania – rozciągniętymi w czasie (często prowadzącymi donikąd) improwizowanymi rozmowami i powolną kontemplacją codzienności. To kino balansujące między realizmem a oniryzmem, a do „poetyckiej fuzji” tych dwóch wymiarów może dojść dosłownie wszędzie. Choćby nad tytułowym (silnie inspirowanym wierszem Walta Whitmana Na plaży nocą samotnie) brzegu morza w Gangneung.

Trzeba przyznać, że Hong Sang-soo stanowi ewenement w przestrzeni współczesnej koreańskiej kinematografii. Czerpiący garściami z autobiograficznych doświadczeń reżyser, określany jako bon vivant i dandys, stroni od przemocy, erotyzmu i jakiejkolwiek wizualnej ekstrawagancji. Nie bez przyczyny jego filmy porównuje się do dzieł samego Erica Rohmera, czołowego przedstawiciela francuskiej Nowej Fali. Konwersacje w filmach tego reżysera – np. Mojej nocy u Maud (1969) czy Kolana Klary (1970) – to, jak pisał Roland Barthes o striptizie: „rozkoszny terror”. Oprócz podniecenia obnażanie w rozmowie rozbudza przede wszystkim strach. Strach przed tym, co tak trudno – szczególnie na trzeźwo – nazwać.

Jednym ze znaków rozpoznawczych twórczości Honga Sang-soo jest… alkohol. To właśnie po kilku szklaneczkach gładkiej w smaku koreańskiej wódki świat nabiera wreszcie rumieńców.

Butelka soju tworzy pomost między prawdziwą, głęboko skrywaną intencją a wypowiedzianymi na głos słowami. „Czy jestem teraz we właściwym miejscu? Czy wiem, czego tak naprawdę chcę? Kogo pragnę?” – podobnie jak bohaterowie dzieł Honga nie zawsze mamy odwagę zadać sobie tego rodzaju pytania, a co dopiero zrobić to w obecności innych osób. Szczelnie zaszyci w swoich lękach osamotnieni bohaterowie filmów koreańskiego filmowca tęsknią za możliwością pojednania się z drugim człowiekiem i zatarcia komunikacyjnych barier.

Przecież zdecydowanie łatwiej niż być obecnym i zaangażowanym w relacje jest zdezerterować z pola uczuciowej walki. Ale nieważne, jak daleko by człowiek uciekał – zdaje się przemawiać zza ekranu reżyser – w pewnym momencie zawsze sam siebie dogoni. Jak stwierdził w jednym z wywiadów: „Jest wiele słów, które nas tłamszą, więzią. Są jak bardzo małe kropki; jeśli umieścisz te kropeczki w centrum swoich oczu, w ciągu kilku sekund cały twój wszechświat też znajdzie się w tej kropce. Przez te małe kropki przyklejone do twoich oczu tracisz zmysły, stajesz się po prostu głupi. Miliony kropek czekających, aby wpełznąć do twoich oczu…”. Zatem oglądajmy dzieła koreańskiego mistrza i nie pozwólmy, aby owe „kropki” przysłoniły nam widok świata i samych siebie.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się