fbpx
fot. Albert Zawada / Agencja Gazeta
z Zuzanną Radzik rozmawia Mateusz Burzyk maj 2020

Puk, puk. Kobiety w Kościele

Przez katolickie feministki pontyfikat Jana Pawła II został zapamiętany jako czas, gdy skończyła się życzliwość dla podnoszonych przez nie tematów. Właściwie trzeba było zejść do podziemia. Dziś powoli z niego wychodzimy.

Artykuł z numeru

Ostatni tacy papieże

Ostatni tacy papieże

Nowe wydanie książki Kościół kobiet rozpoczynasz od uwagi, że już 40 lat temu, czyli na początku pontyfikatu Jana Pawła II, amerykańskie zakonnice z przesłania o godności i szacunku dla każdej osoby ludzkiej wyprowadziły konieczność włączenia kobiet we wszystkie posługi Kościoła. Na tej samej stronie wspominasz jednak, że gdy zaczynałaś pisać, katolickie feministki protestowały w Watykanie, domagając się od Franciszka, by przełożone żeńskich zakonów miały – obok biskupów – głos na synodzie o Amazonii. Czy w ciągu tych 40 lat coś się w kwestii kobiet w Kościele zmieniło?

Niestety, niewiele. Pielgrzymowanie pod zamknięte drzwi Watykanu po to, żeby spotkać się z innymi katolickimi feministkami, to wciąż podobne doświadczenie dla kolejnych pokoleń kobiet. Z jednej strony, gdy demonstrowałam razem z innymi przed wejściem na synod, czułam ekscytację, byłam w końcu z kobietami z całego świata, miałam wrażenie siły i myślałam sobie: musimy ich przekonać, chodzi o coś ważnego, trudno odmówić nam racji. Z drugiej strony, znając historię ruchu kobiecego w Kościele, wiedziałam, że już w latach 90. siostry zakonne protestowały. Miał wówczas miejsce synod poświęcony życiu konsekrowanemu i nikt ich nie zaprosił. Też stały na placu św. Piotra. 25 lat później mamy podobne postulaty i nikt nas nie słyszy. Pamiętam również, że były już większe mobilizacje, jak np. w Baltimore w 1978 r., gdzie podczas drugiego zjazdu Women’s Ordination Conference zebrało się ok. 2 tys. katolickich kobiet, których postulaty zostały kompletnie pominięte. W konsekwencji widzę rozziew między sprzyjającymi okolicznościami, jakie na początku zdawał się tworzyć pontyfikat Franciszka, a bardziej ponurą diagnozą, którą postawiłam na kartach książki.

Oprócz paru nominacji dla kobiet w urzędach watykańskich znaczących zmian w Kościele do dziś nie widać.

Przypomnij, proszę, jak przebiegała ta najnowsza historia kobiecego ruchu w Kościele.

Fala pierwszej feministycznej energii pojawiła się jeszcze przed Janem Pawłem II, a pontyfikat Wojtyły ją wygasił – choć oczywiście nie tylko on. Mocne zaangażowanie kobiet wywołało Vaticanum Secundum.

Sobór sam w sobie nie był szczególnie inkluzywny dla kobiet. Ta historia została dobrze udokumentowana. Jedna z badaczek zrekonstruowała obecność kobiet na nim, znajdując jego uczestniczki w różnych częściach świata. Były to przede wszystkim z jednej strony aktywne charytatywnie żony arystokratów oraz z drugiej uformowane już w nowszym modelu trzydziestoparoletnie działaczki głównie z Ameryki Płd. i krajów Beneluksu. Gdy pisała swoją książkę, część z nich już nie żyła, a te, które w czasie Soboru były młodymi dziewczynami, mówiły po latach, że nie chcą o Soborze rozmawiać, bo było to jedno z najbardziej traumatycznych doświadczeń w ich życiu. To niesamowite, ponieważ wyrastaliśmy w przekonaniu, że Vaticanum Secundum to było wielkie otwarcie, uwspółcześnienie, na zdjęciach biskupów z całego świata czuć było moc powszechnego Kościoła. To jednak klasyczne spojrzenie, jesteśmy przyzwyczajeni, że nie ma tam świeckich, a wśród nich kobiet. Gdy dostrzeże się ten brak, pojawia się pytanie: dla kogo ten Sobór był? Oczywiście to były inne czasy, niemniej o kobietach – prócz 23 obserwatorek późno, bo dopiero dzięki naciskom na Pawła VI, doproszonych – w ogóle wówczas nie pomyślano.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się