Autor mówi o podziałach przy śląskich powstaniach, o pradziadku z Wehrmachtu, o krasnoarmiejcach, którzy urządzili sobie w 1945 r. kwaterę w jego domu. Nie jest to jednak praca pisana za stołem przy rodzinnych albumach, lecz w najlepszych partiach w terenie. Rokita zabiera nas z Ostropy, Wójtowej Wsi i Gliwic do Radlina, Opola czy w okolice Góry św. Anny i rozmawia z wieloma ludźmi. Nie jest twórcą sagi, ale reporterem, który odkrywa przed czytelnikami śląski świat.
A odkrywa go, ponieważ tego świata już nie ma. Odszedł wraz z Urbanem, Hansem i Elsą. I to mimo że krajobraz jest tu wciąż podobny, a gdzieniegdzie stoją nawet te same budynki. Dlatego na pytanie, gdzie jest tytułowe kajś, odpowiedziałbym: nikaj. Bo tak jak Martin Pollack zabrał nas w imaginacyjną podróż Po Galicji, tak Zbigniew Rokita rekonstruuje dla czytelników Śląsk przysypany już naszą teraźniejszością. Nie ma w tym jednak zbytniej nostalgii za przeszłością, górę bierze ciekawość, chęć poznania tożsamości przodków, zwieńczona dobrowolnym jej przyjęciem.