fbpx
foto episkopat.pl
z bp. Grzegorzem Rysiem rozmawia Agnieszka Rudziewicz, Mateusz Burzyk Listopad 2014

Syta cnota to za mało

W chrześcijaństwie jest tak, że gdy głosimy słowo i sprawujemy sakramenty, to musimy też świadczyć o miłości. Jak tego nie ma, to okazuje się, że stół ma dwie nogi i się po prostu przewraca.

Artykuł z numeru

Polak katolik - tożsamość do wzięcia

Polak katolik - tożsamość do wzięcia

Czytaj także

Northrop Frye

Skok w ciemność

Zbliżają się święta, wraz z nimi choinka, zakupy, prezenty, wielka gonitwa, mnóstwo jedzenia… Czasami mamy wrażenie, że z pięknego wydarzenia, jakim jest Boże Narodzenie, robi się komercyjny spektakl. Czy w związku z tym Bóg nie zmarnował swojego Syna?

Jeśli ludzie spotkają się w święta przy stole, by zjeść i porozmawiać, chwała Bogu, bo to doświadczenie, którego jest dzisiaj coraz mniej. Żyjemy w świecie, który staje się bardziej indywidualistyczny, i zdarza się, że ludziom wystarcza do szczęścia pokój z własnym laptopem. Kościół jest sakramentem jedności całej ludzkości i jego istotną funkcją jest to, by ludzi do siebie nawzajem zbliżać. Nie ma więc sensu próba zohydzenia jakiegokolwiek sposobu przeżywania świąt. Takie momenty gdy ludzie mogą razem siąść przy stole, to coś bardzo ważnego. Niech więc się spotkają, niech zjedzą, niech sobie dadzą prezenty, z jakimś wyczuciem, kto czego potrzebuje. Poza tym mam poczucie, że część z tych ludzi przeżyje rekolekcje adwentowe i moment refleksji nad sobą.

Czy Pan Bóg nie zmarnował swojego Syna? W pewnym sensie zmarnował, i to świadomie. U św. Mateusza pojawia się przypowieść Jezusa o niegodziwych dzierżawcach winnicy (Mt 21, 33–43). Ona jest o tym, że właściciel winnicy, w którym bez trudu rozpoznajemy Boga Ojca, posyła swoich służących, żeby odebrali należny mu plon, potem posyła drugich, a w końcu posyła własnego syna, wiedząc, że te pierwsze dwa poselstwa skończyły się śmiercią posłanych sług. Syn również zostaje zabity. Jezus daje przy tym taki komentarz: kamień odrzucony przez budujących staje się kamieniem węgielnym, czyli mówiąc dosadnie, na trupie odrzuconego Syna Bóg już buduje nową rzeczywistość, w której martwe ciało staje się elementem spajającym porozdzielanych ludzi. To jest istota dobrej nowiny o Bogu w Jego odniesieniu do człowieka.

Obok przywołanej już przez Księdza Biskupa przypowieści w ewangeliach znajdziemy jeszcze inne, w których pojawia się wątek marnotrawienia czy też rozrzutności. Jest piękna przypowieść o miłosiernym ojcu (Łk 15, 11–32), a również o nielitościwym dłużniku, któremu umorzono wielki dług, a on nie był już w stanie tej praktyki powtórzyć względem innych (Mt 18, 23–35). Czy można zatem powiedzieć, że rozrzutność, pewnego rodzaju marnotrawstwo jest przymiotem Boga?

To nie marnowanie, tylko miłość, a ona nie może być obliczona na wymierny efekt. Oczywiście miłość ma pragnienie owoców po drugiej stronie, bo jest wyjściem ku drugiemu, żeby go przemieniać. Jeśli jednak miłość nie widzi tych owoców, to nie żałuje tego, co robiła. Pan Bóg jest rozrzutny, ale to cecha miłości. W teologii katolickiej mówi się, że wszystkie cnoty mają umiar, oprócz miłości. W sprawiedliwości trzeba zachować umiar, w pracowitości trzeba zachować umiar, w odpoczywaniu trzeba zachować umiar, ale w miłości nie. Miłość nie domaga się umiaru. Przeciwnie, domaga się rozrzutności.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się