Po trzech dekadach dyskusji na temat kształtu ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach przerywania ciąży jedna kwestia wydaje się niezmienna: brak współpracy między ludźmi przekonanymi, że „najważniejsze jest życie”, i osobami, które uważają, że dzieci powinny być przede wszystkim chciane. Dlaczego z równym zapałem jak o życie nienarodzone politycy, społecznicy, wyborcy, Kościół wreszcie nie walczą o dobrostan dzieci, które na świecie już są? To również zadanie dla strony pro-choice, której nie trzeba tłumaczyć, czym jest prawo, np. do bezpiecznego i szczęśliwego dzieciństwa w rodzinie. Można je wydedukować z art. 72 konstytucji, który stanowi, że dziecko ma prawo żądać od władzy publicznej ochrony „przed przemocą, okrucieństwem, wyzyskiem i demoralizacją”.
W kolejnej odsłonie dyskusji na temat ustawy z 1993 r. nie sposób wracać do punktu wyjścia, czyli dyskutować wyłącznie o kształcie przepisów prawnych dotyczących „ochrony płodu ludzkiego”. To dobry moment, by przypomnieć przynajmniej niektóre ze spraw do dziś niezałatwionych, choć dotyczą dzieci, które już się urodziły: problemy pieczy zastępczej, usprawnienie procedur adopcyjnych, pomoc rodzicom i opiekunom dzieci z niepełnosprawnościami.
Nieznane liczby
Wspomniany art. 72 Uchwały Zasadniczej stanowi również, że dziecko pozbawione „opieki rodzicielskiej” ma prawo oczekiwać od państwa opieki i ochrony. Przepis jest wyjątkowy, ale nie ze względu na treść, która w naszej kulturze prawnej jest standardem. Uderza język, który posługuje się pojęciami „opieki”, a nie „władzy” oraz „praw dziecka”, co w polskich aktach prawnych dotyczących dzieci wcale nie jest takie oczywiste. Na przykład ustawę z 2011 r. regulującą sytuację dzieci, których nie może (albo nie powinna) wychowywać rodzina biologiczna, zatytułowano: „o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej”. Zamiar ustawodawcy jest wyraźny: od przestrzegania praw dziecka ważniejsza jest rodzina, i to, jak pokazuje praktyka stosowania przepisów ustawy, rodzina biologiczna.
Może dlatego właśnie żadna instytucja nie zbiera danych na temat dzieci-zwrotek: zabranych z rodzin biologicznych do zastępczych, z powrotem na skutek zabiegów rodziców biologicznych im oddanych i znowu stamtąd zabieranych. Z reguły z tych samych powodów co za pierwszym razem, ale dziecko wraca już do innej rodziny zastępczej i musi adaptować się kolejny raz do zmienionych warunków życia.
Operacji „reintegracja – interwencja” dziecko może przejść w życiu nawet kilka. Im dziecko jest młodsze, tym są dla niego trudniejsze i bardziej niszczące dla psychiki i emocji.