fbpx
z Mirosławą Marody rozmawia Anna Mateja wrzesień 2015

Człowiek na nowy wiek

Najtrudniej jest zaprzestać traktowania siebie jako metrum wszechrzeczy. Odstąpić od przekonania, że skoro ja jestem refleksyjna, mają tę cechę wszyscy ludzie. Wcale nie. Najczęściej działamy nawykowo, bo nawyki stabilizują życie

Artykuł z numeru

Bliskość rzeczy

Bliskość rzeczy

Anna Mateja: Gdy zamykałam Pani najnowszą książkę Jednostka po nowoczesności, miałam w głowie jedno pytanie: gdzie jednostka ma dzisiaj szukać sensu? Znika oczywistość takich „bytów zbiorowych”, jak rodzina, warstwa społeczna, klasa zawodowa, które przez wieki określały, kim człowiek jest i nadawały znaczenie jego działaniom. Nie przynależymy do nikogo, a niepewność: właściwie po co to wszystko, jest dojmująca tak samo jak wcześniej. Jak to możliwe, by w taki sposób o jednostce, jako podmiocie działania, pisał socjolog, a nie psycholog?

Mirosława Marody: A jak zrozumieć współczesne czasy, jeśli nie przywrócimy jednostce adekwatnego dla niej miejsca? Pisałam tę książkę przekonana, że jednostkę i społeczeństwo łączy relacja zwrotna. Społeczeństwo to ostatecznie tylko pojęcie, więc jeżeli chcemy zrozumieć jak funkcjonuje, musimy przejść na poziom działań jednostkowych. Zobaczyć, co się dzieje między ludźmi, w jakie wchodzą relacje i co z tego się osadza w rzeczywistości społecznej w postaci zwyczajów, nawyków, instytucji. A przez to, że staje się ponadjednostkowe, wpływa na działania innych. Socjologia mierzy się z takim zadaniem właściwie od momentu swojego powstania – usiłuje uchwycić osobliwość działającego podmiotu, ale taką, której nie sposób sprowadzić do poszczególnych jednostek. W takim ujęciu pojedyncza osoba zyskuje na znaczeniu. Jednocześnie starałam się uniknąć psychologizowania, czyli traktowania jednostki jako indywiduum wyposażonego w określone cechy, które nie styka się z innymi ludźmi.

Jest chyba jeszcze jeden powód, który sprawił, że odebrała Pani tę książkę jako odmienny sposób opisu pozycji jednostki w społeczeństwie. Otóż jestem zwolenniczką tezy, że współczesna jednostka jest inna. I starałam się to opisać.

W każdych czasach jest inna.

Zgoda, ale obecnie jest ona odmienna od tego, do czego byliśmy przyzwyczajeni jeszcze 50 lat temu. Dzisiaj jednostka jest produktem – i tu wracam do wizji stereotypowo socjologicznej – pewnych procesów, które wyposażyły ją w umiejętność, jaką dawniej posiadali nieliczni: refleksywność. Wiemy więcej o tym, co się z nami dzieje, i potrafimy traktować siebie przedmiotowo, jako coś, co pewnym wysiłkiem woli da się kształtować.

Podobnie społeczeństwo przestaje być masą innych ludzi. O nim się coś wie, nawet codzienna prasa bombarduje nas informacjami na temat tego, co społeczeństwo ceni czy odrzuca. Mój ulubiony socjolog, Norbert Elias, mówi metaforycznie, że to jest wejście na wyższe piętro spiralnych schodów, z których szczytu mogę obserwować siebie, obserwującą swoje działania.

A jednostka obserwowana zachowuje się inaczej niż ta, która tej wiedzy nie posiada.

To jest właśnie ta nowa jakość. Pół wieku temu i dawniej, kiedy samopoznanie było dostępne tylko wąskiemu gronu specjalistów, zachowania jednostki były bardziej podporządkowane rolom społecznym czy konwenansom niż własnemu „ja”. Jednostka jest więc zasadniczo inna. Jednocześnie – to największe wyzwanie, jakie stoi przed socjologami – muszą znaleźć taki sposób jej opisu, który nie będzie psychologizowaniem. Psychologia dąży bowiem do wyodrębnienia uniwersalnych cech zachowań jednostkowych. Socjologia, nawet gdy mówi o jednostkach, to z założeniem, że istotny jest zbiorczy efekt ich działań – to-co-społeczne, używając tego przymiotnika w takiej właśnie rzeczownikowej formie. Socjolog wie, że nic  się nie zmieni, dopóki nie zmienią się ludzie. Trzeba więc poznać to-co-społeczne i co zwrotnie wpływa na nasze działania.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się