fbpx
fot. Tomasz Stańczak/ Agencja Gazeta
Anna Mateja kwiecień 2020

Sytuacja zmusza do działania

Historie moich pacjentów mam upakowane w głowie, jak w szufladkach. Nawet po latach pamiętam, co naprawialiśmy w ich sercach, kiedy byli dziećmi. Wystarczy, że się przedstawią, i już wiem: przełożenie dużych naczyń krwionośnych, serce jednokomorowe, ubytek w przegrodzie międzyprzedsionkowej, zwężenie zastawki aorty.

Artykuł z numeru

Duchowe  światy Olgi Tokarczuk

Duchowe  światy Olgi Tokarczuk

Prof. Jadwiga Moll nie operuje. Tym zajmuje się m.in. jej mąż Jacek Moll. Ona jest kardiologiem dziecięcym. Pamięta pacjentów, mimo że w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi, gdzie oboje pracują, operuje się każdego roku nawet 500 dzieci z wadami serca (w całej Polsce niemal 2 tys.), a dużo więcej jest konsultowanych kardiologicznie. Chirurg widzi jednak pacjenta zazwyczaj tylko raz – na stole operacyjnym. Ona dużo wcześniej i wiele razy, czasami przez kilka miesięcy, dzień w dzień.

Pierwszą rzeczą, którą robi po przyjściu do pracy o 8.00, jest obejście chorych. Żeby zobaczyć, jak wszystko wygląda po nocy. Patrzy w monitor wiszący przy każdym łóżku. Sprawdza tętno, saturację, czyli poziom nasycenia tlenem hemoglobiny we krwi, słucha oddechu. Tak naprawdę chodzi jednak o to, żeby „w buźkę zajrzeć”, bo czasami wyczytuje z niej więcej niż z urządzeń.

*

Leszczyński, inaczej niż większość jego przyjaciół, po zakończeniu wojny wrócił do kraju. Został ginekologiem. Nie czekając na odbudowę rodzinnej Warszawy, osiedlił się w Łodzi, gdzie założył rodzinę. Hannę znał jeszcze sprzed wojny, ze studiów medycznych. Kontynuowała je podczas okupacji, walczyła w powstaniu warszawskim, a po wojnie została pediatrą.

Jadwiga obserwowała mamę i wiedziała, że chce robić to co ona – leczyć dzieci. Innego pomysłu na dorosłe życie, poza lekarskim, nigdy nie miała. Nawet w drużynie harcerskiej, kiedy opiekowała się zastępem zuchów, „choćby nie wiem co” musiała jeszcze brać na siebie organizowanie pomocy sanitarnej na biwakach i zgrupowaniach: kompletowanie podręcznej apteczki, udzielanie pierwszej pomocy, nawet jeśli było to jedynie opatrywanie zadrapań czy otartych stóp.

Jacka Molla poznała, kiedy kończyła studia medyczne w Łodzi. Ten miał jakieś 23 lata, kiedy powiedział ojcu, że chce się żenić. Był środek nocy, właśnie wrócił do domu. Żeby dostać się do swojego pokoju, musiał przejść przez gabinet ojca, który był pomieszczeniem przechodnim. „Jacek, prześpij się, rano porozmawiamy” – usłyszał od pracującego jeszcze przy biurku ojca. Później stary Moll powiedział synowi, że kiedy chciał się oświadczyć jego matce, miał 33 lata i jeszcze się zastanawiał, czy to nie za wcześnie… Przecież najpierw trzeba stanąć zawodowo na nogi, być samodzielnym finansowo. Tymczasem Jacek, który miał za chwilę skończyć mechanikę na Politechnice Łódzkiej, oświadczył, że po dyplomie rozpoczyna drugie studia – medyczne.

*

Pierwsze miesiące wspólnego życia młodych Mollów wyglądały tak, że Jacek studiował, a Jadwiga zdawała na medycynie ostatnie egzaminy, zajmując się – wraz ze swoją mamą – ich pierwszym dzieckiem Maciejem. Nie chcieli czekać z założeniem rodziny, bo oboje planowali, że dzieci będzie więcej.

„Ze studenckim dzieckiem było w sumie najprościej” – podsumowuje Jadwiga Moll z perspektywy lat i trzech córek, które pojawiły się po synu (został, jak dziadek i ojciec, kardiochirurgiem). Pierwsza córka Anna (była tenisistką, skończyła studia ekonomiczne, mieszka w Kalifornii) urodziła się w trakcie stażu lekarskiego. Maria (anglistka, uczy w szkole imienia swojego dziadka, prof. Jana Molla) przyszła na świat, kiedy jej mama obroniła pracę doktorską. Agnieszka (jest w trakcie rezydentury, planuje zostać pediatrą) pojawiła się na świecie, kiedy mama pracowała nad habilitacją, a tata pojawiał się w domu tylko na niedziele.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się