fbpx
Janina Mirończuk, twórczyni Fundacji Światło i ośrodka dla pacjentów w śpiączce fot. Robert Górecki/Agencja Wyborcza.pl
Anna Mateja czerwiec 2024

Już nigdy, już zawsze

Wypadek samochodowy trwa kilka sekund. Skrzep, który zatyka naczynie krwionośne w mózgu, mierzy zaledwie parę milimetrów. Sekundy i milimetry mają siłę wywracania życia do góry nogami

Artykuł z numeru

Jak żyć w ciałopozytywnym świecie

Czytaj także

Anna Mateja

Ludzie z ula

Stopa uniosła się nieznacznie. Gdyby rehabilitant patrzył – jak raz – w inną stronę, mógłby tego mikroruchu w ogóle nie dostrzec. Jarek leżał na łóżku. Dokładnie tak samo jak przez wiele wcześniejszych tygodni, od kiedy uszkodzony mózg pogrążył go we śnie, z którego nie mógł się wybudzić. Tyle że dotychczas leżał bez ruchu i na nic nie reagował. Na najbliższej mu ścianie psycholożka zawiesiła kolaż rodzinnych zdjęć, żeby – jeśli widzi – mógł omiatać je wzrokiem. Przeprowadziła też wywiad z bliskimi, starając się wyłapać to, co dla chłopaka było ważne i miłe w dotychczasowym życiu. Ukochana osoba? Może sport? Znajome kąty? Rodzice nie mieli wątpliwości: murawa boiska i śledzone na bieżąco rozgrywki piłki nożnej.

Można byłoby ustawić mecz na smartfonie tak, jak innym pacjentom pokazuje się prywatne nagrania zrobione telefonem. Postawiono jednak na bardziej precyzyjne narzędzie: gogle Oculus. I czekano na reakcję. Otwarcie dłoni? Tak zaczął się wybudzać Piotr, rozchylając przed węszącym psim nosem palce z ukrytym w środku ciasteczkiem wetkniętym przez terapeutkę. Ktoś uniósł dłoń, opierając ją na nadgarstku, żeby nieznacznym machnięciem odpowiedzieć na powitanie krasnala z oglądanej w goglach kreskówki. No więc wszyscy czekali na reakcję, działając po raz piąty, dziesiąty, dwudziesty na Jarka wzrok, słuch, dotyk, powonienie albo smak.

Jeżeli uszkodzenie kory mózgowej pozwoliło mu zachować świadomość, choćby minimalną, któryś ze zmysłów powinien na osadzony we wspomnieniach bodziec odpowiedzieć.

U Jarka zareagowały oczy. To były rozgrywki ligowe. Angielska Premier League? Mecz Legii Warszawa? Albo Znicza Pruszków? Trudno powiedzieć. Zresztą i tak nie ma to znaczenia. Liczył się ruch! Jarek opuścił palce, lekko unosząc piętę. Chyba nawet nieznacznie ugiął kolano. Dokładnie tak, jakby chciał kopnąć piłkę. Parę minut później nie tylko rehabilitant, ale cały personel wiedział, że Jarek – „ten od piłki” – dał znak.

„Wtedy trzeba drążyć” – podsumowuje Janina Mirończuk, która kieruje ośrodkiem dla pacjentów w śpiączce, prowadzonym przez Fundację Światło. Przez okna pawilonu zaglądają korony sosen. To najdalej wsunięte w miasto przyczółki Barbarki – lasu rozciągającego się w zachodniej części Torunia. Na dwóch piętrach mieszczą się 42 łóżka. Prawie zawsze zajęte.

Drążenie polega na przesyłaniu kolejnych bodźców do narządów zmysłów, które umożliwią nawiązanie kontaktu.

„Bo ludzie w śpiączce żyją” – zapewnia Nina Mirończuk, tłumacząc, kim jest pacjent apaliczny: przytomny, lecz pozbawiony pełnej świadomości i możliwości porozumiewania się. „Oni żyją – powtarza. – Tyle że w środku, zamknięci w sobie. Niektórych można wybudzić, o ile w tej szybie, jaka nas od nich dzieli, znajdziemy szczelinę, która pozwoli nam ją choć trochę nadkruszyć”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się