Dzisiaj nie tylko chętnie opowiadam o tym miejscu, ale też próbuję stawiać pytania o jego przeszłość – niestety, czasem za późno. Nie żyją już niektórzy świadkowie, tym starszym mieszają się wersje wydarzeń. Podole (od 2009 r. Podole-Górowa) jednak pulsuje we mnie ze zdwojoną siłą. Mimo że moi rodzice należą już do tzw. klasy średniej (to kiedyś był wygodny argument, by powiedzieć, że nie jestem „aż tak bardzo ze wsi”), nie wstydzę się mówić o tym, że jestem nie tylko dziewczyną ze wsi, ale też po prostu babą, potomkinią chłopów. Wnuczką Emilii, prawnuczką Ludwiki oraz wnuczką Zofii i prawnuczką Marii. Płynie we mnie ich chłopska krew. Co zmieniło się przez tę dekadę, że wreszcie opowiadam o tym otwarcie?
Oczywiście można powiedzieć po prostu: dorastam. Dobrze taki proces dojrzewania opisuje chociażby Sławomir Mrożek w opowiadaniu Prowincja: „Tymczasem każdy człowiek, z prowincji czy nie, jest prowincją. (…) trzeba być z prowincji i trzeba się z niej wydostać. Znowu paradoks: można mieć to, co się straciło”. Wydaje mi się jednak, że moje dojrzewanie przypada na czas szczególnie ożywczy, a do tego sprzyjający snuciu prywatnych narracji: okres wzmożonego zainteresowania kulturą chłopską i wsią. Blisko dekadę temu, w maju 2012 r., wyszedł kultowy numer „Znaku” Wszyscy jesteśmy chłopami. Następnie były m.in. numer „Autoportretu” poświęcony wsi, „Teksty Drugie” o chłopskości, dyskusje na łamach „Dwutygodnika” czy „Kultury Liberalnej”. Równolegle prace Fantomowe ciało króla Jana Sowy i Prześniona rewolucja Andrzeja Ledera. Ostatnio oczywiście – wyrastające poniekąd ze wspomnianych – książki Ludowa historia Polski Adama Leszczyńskiego czy Bękarty pańszczyzny Michała Rauszera. Chociaż kultura chłopska, jak pisał Wiesław Myśliwski, dożyła swego kresu, ciągle jest w nas żywa: przejawia się w pewnych zachowaniach, wyznawanych wartościach, inspiruje i dopomina się, by o niej opowiadać.
Na te tendencje nie pozostaje również obojętna literatura. Ostatnich 10 lat to czas, gdy w prozie polskiej pojawia się sporo rozproszonych głosów o chłopskości i wiejskości. (Od razu zaznaczę, że określeniem „wiejskość” będę się posługiwać, nie mając na myśli całej ziemiańsko-szlacheckiej tradycji wsi, tylko wieś jako konkretną przestrzeń). Te literackie próby opowiedzenia o wsi bardzo dobrze spinają klamrą dwie powieści uhonorowane Nagrodą Literacką Nike: Pióropusz Mariana Pilota (Nike za 2011 r.) i Baśń o wężowym sercu albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli Radosława Raka (Nike za 2020 r.). Nie wyznaczają one jednak granic konkretnego nurtu. Chodzi tu raczej o podobieństwo tematyczne, które wskazuje na to, że w ostatniej dekadzie również w literaturze zaczynamy żywo opowiadać i odtwarzać swoją chłopską tożsamość.
Korzenie tego zjawiska są oczywiście głębsze. Lokują się one w latach 60. w tzw. nurcie chłopskim, którego przedstawicielami byli m.in. Wiesław Myśliwski, Marian Pilot, Tadeusz Nowak i, odkrywana ostatnio na nowo dzięki wznowieniu znakomitej Najady, Zyta Oryszyn. W późniejszych latach ta tematyka w literaturze zanikła, a miało to związek z tym, że chłopstwo traktowano wówczas przede wszystkim jako klasę roszczeniową. Bariera została przełamana w poł. lat 90., gdy wieś powróciła do literatury dzięki takim utworom jak Opowieści galicyjskie Andrzeja Stasiuka, Prawiek i inne czasy Olgi Tokarczuk oraz Widnokrąg Wiesława Myśliwskiego, które dały początek literaturze „małych ojczyzn”, mitycznych obszarów pojednania się człowieka z historią, czasoprzestrzeni spełnionych.
Skąd popularność tematyki wiejskiej w najnowszej polskiej prozie? Być może stąd, że dzisiejsi 30- czy 40-latkowie to pierwsze pokolenia, które nie miały kontaktu z żywą kulturą chłopską. Podczas gdy ich rodzice próbowali wydostać się z kręgu wsi, oni powracają, widząc w niej z jednej strony ożywcze i inspirujące zjawisko, a z drugiej – zapomniane korzenie swojej tożsamości. Maciej Płaza w wywiadzie dla „Dwutygodnika”, gdzie mówi o pracy nad swoją pierwszą powieścią, czyli Skoruniem, zwraca uwagę także na język: „Coś zaczęło do mnie gadać parę lat temu i domagało się zapisania. (…) [T]o właśnie żywioł wiejskiego gadania narzucił mi się jako najodpowiedniejszy język: jędrny, soczysty, zmysłowy, butny, tętniący, swobodny, dosadny i liryczny zarazem”. Powroty do tematyki prowincji to w pewnym stopniu również proces dialogowania z uznanymi twórcami takimi jak, by wymienić największych, Wiesław Myśliwski czy Bruno Schulz.