fbpx
z Russellem Ronaldem Reno rozmawia Mateusz Burzyk, Michał Jędrzejek marzec 2018

Dlaczego mam kłopot z Franciszkiem

Martwię się o atmosferę dezorientacji i wieloznaczności, która otacza papieża Franciszka. W większości przypadków rodzi ona podziały i konflikt, a nie prowadzi do rozstrzygających i jasnych świadectw jego papieskiej władzy.

Artykuł z numeru

Spór o Franciszka

Spór o Franciszka

Mateusz Burzyk, Michał Jędrzejek: Papież Franciszek jest głową Kościoła od pięciu lat. Pan nie kryje swego krytycyzmu wobec niego. Chcemy się dowiedzieć, dlaczego część katolików uznaje jego pontyfikat za – przynajmniej w niektórych obszarach – problematyczny. W szczególny sposób interpretuje Pan styl, w jakim Franciszek przewodzi Kościołowi. Bardziej niż jego południowoamerykańskie korzenie (to w końcu pierwszy papież wywodzący się z globalnego Południa) podkreśla Pan jego przynależność do zakonu jezuitów. Dlaczego miałoby to być tak ważne? 

Russell Ronald Reno: Jako porządnie uformowany jezuita papież Franciszek przyjął swobodne podejście do duszpasterstwa polegające na improwizowaniu i wybieraniu w zgodzie z osobistym przekonaniem, co w danym momencie należy powiedzieć i zrobić. W jednym z pierwszych wywiadów Franciszek określił Kościół jako „szpital polowy”. Oddaje to dobrze jezuicką skłonność do ruchliwości, sympatię do tego, co może być szybko zdemontowane i złożone na powrót. Św. Ignacy Loyola założył zakon prawdziwych księży-komandosów, którzy byli znani z elastyczności i zdolności do adoptowania się do różnych okoliczności. Ma to oczywiste zalety dla ludzi zaangażowanych w – używając terminu Franciszka – duszpasterstwo „na peryferiach”.

Papież nie jest jednak księdzem-komandosem, lecz głową Kościoła. Kościół zaś to instytucja, która ma 2 tys. lat, a nie tymczasowy szpital polowy.

Franciszek zdaje się lubować w robieniu rabanu, podczas gdy w rzeczywistości nasze czasy potrzebują duchowej stabilności i odnowienia poczucia wiarygodności Bożych obietnic złożonych w Chrystusie. Kościół pretenduje do trwałości. Bramy piekielne go nie przemogą. Mający za sobą 2 tys. lat tradycji urząd papieski jest symbolem tej trwałości. Nie powinien być wciąż wymyślany na nowo.

 

Spójrzmy na najważniejsze wątki bieżącego pontyfikatu. Franciszek zyskał popularność m.in. dzięki symbolicznym gestom oraz prostym, bezpośrednim i często spontanicznym wypowiedziom. Jakie zalety i wady dostrzega Pan w tym kontekście dla publicznego wizerunku papieża?

Jak już powiedziałem, Franciszek to improwizator. Inaczej niż św. Jan Paweł II, który posiadał porządną wiedzę filozoficzną, lub Benedykt XVI, którego formacja teologiczna była niezwykle głęboka, Franciszkowi zdaje się brakować jakiejś szczególnej intelektualnej podstawy. Jest on raczej poetą wiary niż systematycznym myślicielem. W tym tkwi jego siła. Posiada dar do formułowania uderzających i lotnych fraz. Na przykład: „Kościół nie może być partią czy organizacją pozarządową”. Ale niestety te spontaniczne wystrzały potrafią wracać rykoszetem, jak w przypadku słynnej wypowiedzi: „Kimże ja jestem, aby ich [gejów i lesbijki – przyp. red.] osądzać?”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się