fbpx
Rubezahl
Rübezahl © Deutsches Märchen- und Wesersagenmuseum & Hanna Dose ; Licence: CC BY-NC-SA
Filip Springer marzec 2023

Rübezahl

Nie zamieniał się w ptaka, skałę, węża i wilka. Był nimi. Objawiał się w ich działaniu.

Artykuł z numeru

Nassim N. Taleb: Jak zwodzi nas przypadek

Czytaj także

Filip Springer

Już nie słychać

W niepozornym domu przy ul. Konstytucji 3 Maja pod numerem 26 w Karpaczu działają dziś sklep sportowy i biuro wynajmu apartamentów. Do 1884 r. mieszkał tu ostatni laborant – Ernst August Zölfel. Wcześniej było ich w całym miasteczku pełno – Karpacz, czyli ówczesne Krummhübel, słynął z laboranckiej działalności. Do najbardziej znanych i poważanych rodzin zielarskich należeli tam Grossmannowie, Exnerowie, Hamplowie, Rittmannowie, Fingerowie, Breitherowie, Wehnerowie, Drescherowie i właśnie Zölfelowie. Wszyscy oni z pokolenia na pokolenie przekazywali sobie sekretną wiedzę o uzdrawiających właściwościach roślin i sporządzanych z nich naparów, maści oraz eliksirów.

Trzeba jednak pamiętać, że wiedza ta zasadzała się nie tylko na tym, co z czasem zostało opisane i udowodnione przez znakomitych pruskich botaników, lekarzy i farmaceutów. Równie ważne dla laborantów były działania, które rosnący w siłę racjonaliści nazywali nie inaczej, jak magicznymi. O ile bowiem bezpośrednio z praw przyrody wynikała zasada, że zioła muszą być zbierane w konkretnych porach roku, najczęściej po prostu w porach ich kwitnienia, o tyle nie miała przecież żadnego naukowego uzasadnienia reguła, że powinno się to robić w dokładnie określone dni i w surowo przestrzeganych godzinach. I tak rośliny występujące tylko w ogrodzie Rübezahla, karkonoskiego Ducha Gór, wolno było laborantom zbierać wyłącznie w noc św. Jana.

Zerwanie ich w innym terminie powodowało gniew gospodarza tego miejsca i przekształcało sporządzone z nich specyfiki w trucizny.

Pod koniec XVIII w. 150 receptur laboranckich zostało spisanych i wydanych przez Johanna Gottlieba w tym, co do dziś jest znane jako Księga lekarska z Seidorfu, czyli z Sosnówki, wioski leżącej nieopodal Karpacza. Oprócz receptur znanych powszechnie ziołowych lekarstw znalazły się tam przepisy na mikstury umożliwiające widzenie w zupełnej ciemności, czytanie w cudzych myślach, lewitację oraz niewidzialność.

Czytaj także

Już nie słychać

Rübezahl na pocztówce

Zły to był czas na taką publikację. Nic więc dziwnego, że wraz z początkiem następnego stulecia pruskie władze zaczęły hamować autonomię laborantów. Najpierw zakazano im handlu domokrążnego, potem ograniczono sprzedaż jedynie do miast targowych na Śląsku. Skróceniu ulegała też sukcesywnie lista dopuszczonych do takiego obrotu preparatów. Wrócili oni do łask jedynie na chwilę na początku lat 30. XIX w., kiedy to władze prowincji żadną siłą nie umiały się uporać z epidemią cholery dziesiątkującą Śląsk. Szybko jednak zasługi w tej sprawie laborantom zapomniano, bo już kilka lat później, pod koniec panowania Friedricha Wilhelma III, specjalnymi edyktami zabroniono niemal zupełnie ich działalności, ograniczając listę specyfików ze skromnych 46 do jeszcze skromniejszych 21. Równie dotkliwe było całkowite wstrzymanie wydawania zezwoleń na tego typu przedsięwzięcia.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się