fbpx
fot. Jakub Kaczmarczyk/PAP
z Urszulą Zajączkowską rozmawia Urszula Pieczek kwiecień 2019

Umiejętność łatwego wybaczania

„Troska o naturę” powinna dziś oznaczać „troskę o wszystkich”, nie – wedle modnej narracji – o siebie, o swój komfort. To wymaga jednak odwagi i pewnych wyrzeczeń.

Artykuł z numeru

Samo dobro

Samo dobro

Urszula Pieczek: Jest Pani botaniczką, a w swoich badaniach zajmuje się m.in. regeneracją stuletnich sosen, tworzeniem tkanek przyrannych u wierzby, obserwacją za pomocą kamer bezdotykowych odkształcenia ciał roślin. W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że „nie ma we wszechświecie niczego innego niż natura”. Czym jest dla Pani troska o naturę i środowisko?

Urszula Zajączkowska: Niech Pani popatrzy, jakie to smutne, że pytamy, jak „troszczyć się o naturę”. Dziś rzeczywiście trzeba to robić. Zaczęłabym od małej skali: od tego, by nie napędzać w sobie pragnienia posiadania coraz to większych dóbr i areałów, od budowania w sobie wdzięczności dla natury przez bezpośredni kontakt z nią i jej poznanie. Dodawałabym odwagi, by reagować, gdy ktoś naturę niszczy, zaśmieca Ziemię czy zanieczyszcza powietrze. Namawiałabym do sadzenia drzew, a potem przyglądania się im, do wspierania rolników ekologicznych. Zachęcałabym też do łagodności dla drugiego człowieka i łatwego wybaczania.

 

Jak „łatwe wybaczanie” pomoże dbać o naturę?

Brak wewnętrznego gniewu otwiera oczy. Ludzie, którzy nie wybaczają, są zamknięci. Sama zauważyłam, że kiedy ktoś mnie zrani i idę do lasu z tym bólem, traktuję las jak zlew dla moich wewnętrznych fermentów. I wtedy nie widzę w nim roślin ani owadów. Widzę tylko siebie i swój ból. Im więcej wybaczania i prośby o wybaczenie – tym więcej otwarcia, empatii dla wszystkiego, co żyje.

 

Myśli Pani, że troska o naturę jest nową postawą?

Pojęcie troski nabrało innego znaczenia z powodu poszerzającej się wciąż świadomości tego, co się dzieje prawie na całej kuli ziemskiej. Starsze pokolenia nie miały takiego dostępu do wiadomości, jaki mamy teraz. Wiemy, że topnieją lodowce, że w Brazylii wycina się lasy tropikalne pod uprawę soi, że wczoraj wywrócił się tankowiec, że jest więcej metanu w powietrzu. Rodzi się też pewna bezradność i lęk, co z tym wszystkim zrobić. Co mogę zrobić przy tak wielkiej skali? Ludzie odpowiadają w rozmaity sposób, budują nowe relacje ze środowiskiem. Widzą, że pierwotne założenia kolonizacji Ziemi przez homo sapiens i budowania ludzkiego ładu opartego na przemocy prowadzą do zniszczenia. Sądzę, że nasze myślenie o naturze – w znaczeniu relacji ze wszystkim, co jest dalej niż mój nos – powinno ulec zmianie, oczywiście wraz z polityką i formami gospodarki. Egotyzm, niezdolność do kompromisów, zawziętość są jednak czymś trudnym do wygaszenia. „Troska o naturę” powinna znaczyć dziś „troskę o wszystkich”, nie – wedle modnej dziś narracji – o siebie, o swój komfort. Taka postawa wymaga jednak odwagi i pewnych wyrzeczeń. A to dla wielu zbyt trudne.

 

Symbolem fatalnego stanu Ziemi stało się zdjęcie konika morskiego trzymającego patyczek higieniczny. Jako ludzie doprowadziliśmy do wielkich, zapewne nieodwracalnych, zniszczeń. Szukanie odpowiedzi na pytanie, które Pani stawia: „Co ja mogę zrobić?”, może frustrować. Segreguję śmieci, stawiam na lokalne produkty, wystrzegam się jednorazowych opakowań, ale nie sprawię, że połacie plastiku na oceanach znikną, wycinka drzew w puszczy zostanie wstrzymana itd. Ta świadomość potęguje poczucie bezsilność. Przypomina mi się cytat z eseju dotyczącego katastrofy w Czarnobylu Oksany Zabużko: „ludzie to rak planety”. Jak sobie radzić z takim rodzajem bezradności?

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się