fbpx
Kijów, Aleja Bohaterów Miasta (fot. Free Walking Tour Salzburg / Unsplash)
z Oksaną Zabużko rozmawia Urszula Pieczek grudzień 2016

Algorytmy głodu

Wielki Głód był zamachem na naturalny porządek świata, strzałem wymierzonym w konserwatywną świadomość ekologiczną, która nigdy nie wątpiła w cykle przyrodnicze. To realizacja szatańskiego pomysłu.

Artykuł z numeru

Przepis na głód

Przepis na głód

Czytaj także

Oksana Zabużko

Polskie marzenie, polskie rozczarowanie

Urszula Pieczek: Pamięć o Wielkim Głodzie na Ukrainie to przede wszystkim narracja tkana z mikrohistorii i rodzinnych opowieści, które składają się na historię powszechną reprezentującą doświadczenie narodowe.

Oksana Zabużko: W przekazach i podaniach tkwi specyfika tej tragedii. Pamięć o Wielkim Głodzie została mi przekazana bezpośrednio przez mamę, która była jego świadkiem. Niedaleko domu jej rodziców znajdował się dworzec. Jesienią 1932 r., kiedy rozpoczynał się Hołodomor, mój dziadek wyjechał z całym rodzinnym majątkiem na dachu pociągu do moskiewskich torgsinów (opisanych przez Bułkahowa sklepów walutowych z ZSRR, w których kosztowności i złoto można było wymienić na towary konsumpcyjne). Zabrał ze sobą babcine wiano: dwie unikatowe kolie różowych pereł oraz angielski kostium, który dostała od swojego ojca. O innych kosztownościach nie wiem – babcia opowiadała o drogich jej kobiecych błyskotkach. Dziadek wymienił majątek na worek mąki, dwie torby sucharów i gruźlicę… Zmarł na suchoty krótko po powrocie. Paradoksalnie, wyszło mu to na dobre – przez to, że był jednym z założycieli i pracowników organizacji pomagającej sierotom, których rodzice zmarli wskutek Wielkiego Głodu, prawdopodobnie zostałby aresztowany i wywieziony w głąb ZSRR (taki los spotkał jego kolegów). Dziadek zmarł w swojej pościeli i przynajmniej wiadomo, gdzie został pochowany. Z kolei generacja moich rodziców to pokolenie, które nie dojadało. Ja reprezentuję pokolenie, które nie doświadczyło głodu – przeciwnie – mnie przekarmiano, napychano jedzeniem. To reakcja obronna, ale też swego rodzaju pamięć o głodzie.

Dziś – w dobie wojny informacyjnej – społeczeństwo ukraińskie bardzo łatwo deszyfruje pewne gesty. Proszę zwrócić uwagę na wydarzenia z 31 sierpnia br. – podczas konferencji prasowej zastępca ministra finansów został obrzucony tortem przez studenta w geście przeciwko likwidacji stypendiów socjalnych. Od razu ludzie zaczęli się burzyć, że skoro jest biedny, to dlaczego rzuca jedzeniem. Przed końcem dnia było wiadomo, że został on wynajęty przez służby rosyjskie (wcześniej widziano go np. w Charkowie podczas szturmu na radę miejską). Dla Ukraińca taki gest (obrzucenie kogoś tortem, jedzeniem w ogóle) jest obcy, nieprzystający, niewspółmierny z naszą wrażliwością. Niby żyjemy w epoce globalizacji, hollywoodzkich produkcji, ale w ukraińskiej tradycji nie istnieją food fights. W tym, że nawet w trzecim czy czwartym pokoleniu uznajemy je za bluźnierstwo, ujawnia się zbiorowe nieświadome.

 A może oburza marnowanie jedzenia?

Food fights to gest z innego porządku niż ukraiński. Wielki Głód jest mocno wdrukowany w pamięć autochtonów, ich potomków – tej pamięci nie trzeba deklarować, ona funkcjonuje, dzięki niej można się łatwo zorientować, kto jest stąd, a kto się tu osiedlił. Demografia się zmieniła – przecież Hołodomor był częścią demograficznej polityki stalinowskiego imperium. Najwyraźniej widać to na Doniecczyznie, gdzie masowo przywożono ludność z Rosji.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się