fbpx
Krzysztof Wołodźko luty 2021

Polscy Żydzi komuniści. Wykorzenieni i wygnani

Wbrew stereotypowi żydokomuny to pokolenie nie składało się jedynie z żydowskich inteligentów. Nie wywodziło się wyłącznie z zamożniejszych, lepiej wykształconych żydowskich domów początków XX w.

Artykuł z numeru

Zniszczyć patriarchat w sobie

Czytaj także

Krzysztof Wołodźko

Prosument w fabryce sieci

Nie bój się, nie zabraknie, to krajowa czysta. / Ja, widzisz, przed wojną byłem komunista, / Bo ja chciałem być kimś, bo ja byłem Żyd, / A jak Żyd nie był kimś, to ten Żyd był nikt” – tak zaczyna się Opowieść pewnego emigranta, przeszywająco gorzki song Jacka Kaczmarskiego o polskich Żydach komunistach, marcowych emigrantach. Po latach łatwiej zrozumieć, jak niezwykły to utwór. Powstał w 1987 r., czyli w czasach gdy temat ten funkcjonował na ogół albo jako środowiskowe tabu, albo antysemicki stereotyp, używany zarówno przez część PRL-owskiej elity, jak i przez część ówczesnej opozycji. Zaryzykować można tezę, że song Kaczmarskiego długo musiał służyć jako niemal jedyna głośno wyartykułowana i akceptowalna opowieść dla tych, którzy z jednej strony pragnęli lepiej zrozumieć ten historyczny fenomen, a z drugiej – nie chcieli wpaść w takie czy inne pułapki antysemickich obsesji.

Wydana wreszcie u nas książka Pokolenie. Wzlot i upadek polskich Żydów komunistów Jaffa Schatza czyni zadość próbom zrozumienia tych, którzy w tak fatalny nie tylko dla siebie sposób próbowali połączyć w jedno komunistyczną ideę i akces do polskości. Urodzeni w początkach XX w., komunistami stali się w latach 20. i 30. stulecia jak piołun. I nie tylko w pełni doświadczyli jego goryczy, sami okazali się jej częścią. Książka emigranta Marca ’68, przez lata dyrektora Instytutu Studiów Żydowskich w szwedzkim Lund, jest czymś zdecydowanie więcej niż głosem w dyskusji o tzw. żydokomunie. Ta praca, wydana u nas niemal trzy dekady za późno, powinna stać się koniecznym punktem odniesienia w dyskusjach nad tym tematem. I to nie tylko jako praca socjologiczna. To, co do niej przyciąga, skupia uwagę i zmusza do wielostronnej refleksji, wiąże się z pogłębioną analizą historyczno-ideową.

Co składa się na ten obraz w jego części bliższej historii idei? Po pierwsze, to perspektywa radykalnej, internacjonalistycznej lewicowej myśli z początku XX w. w jej wydaniu wschodnioeuropejskim. Po drugie, to szkic głęboko żydowskich fenomenów religijnych i kulturowych (autor sięga do XVII-wiecznego sabbataizmu, intrygującej herezji żydowskiego mesjanizmu), które ukształtowały tytułowe pokolenie niejako wbrew potrzebie lub konieczności kulturowej asymilacji. Po trzecie, skomplikowania polskiej tożsamości, w której poromantyczna, niepodległościowa lewicowość walczyła o palmę pierwszeństwa z mocno endecką wersją wizji Polaka katolika. Ludzi, których Jaff Schatz opisał bez złudzeń, bez taryfy ulgowej, ale i bez nienawiści, która zaślepia poznanie, daleko, zbyt daleko wiozły parowozy historii.

Rzecz jednak nie w samym porządku wydarzeń społecznych, gospodarczych, religijnych, kulturowych i politycznych. Na tym pokoleniu niejedną, naprawdę potężną, pieczęć odbiły wielkie idee, paradygmaty nie dekad, lecz wieków. Nie bez powodu autor Pokolenia… sięga zarówno do prac Gershoma Scholema, który wydobył żydowską mistykę z mgieł okultystycznej szarlatanerii i naukowego lekceważenia, jak i do ustaleń badacza średniowiecznego chiliazmu, czyli Normana Cohna (najwyższy czas, by wznowiono jego W pogoni za milenium).

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się