fbpx
Krzysztof Wołodźko Czerwiec 2015

Ludzie, liczby i historia

Z kim kojarzy się wielu z nas matematyk? Z belfrem, któremu włos oprószyły siwizna i kreda, człowiekiem uprawiającym misteria, w które większość zjadaczy chleba nigdy nie będzie wtajemniczona. A przecież mowa o ludziach, którzy przeszli do historii światowej matematyki, wzbogacając arkana tej nauki o wieloraki dorobek.

Artykuł z numeru

Spieniężone życie

Spieniężone życie

Rzecz zaczyna się we lwowskiej kawiarni Szkocka przy pl. Akademickim. Jest lato 1935 r. Kilku mężczyzn prowadzi gorącą dyskusję o liczbach i symbolach. Czynią spustoszenie na blatach stolików, za pomocą chemicznych ołówków zapisując je kolejnymi wzorami. Tak, dość nietypowo, akademicy „robią matematykę”. Z czasem poprawią metodologię kawiarnianej pracy. Zaopatrzeni w solidny brulion, zaczną w Księdze Szkockiej zapisywać zadania i ich rozwiązania. Pierwszy wpis, pióra Stefana Banacha, datowany na 17 lipca 1935 r., brzmi tak: „Kiedy przestrzeń metryczna (ewentualnie typu B) da się zmetryzować tak, by stała się kompaktyczną zupełną, przy czym ciągi zbieżne wedle starej odległości mają być zbieżne wedle nowej?”.

*

Od tej opowiastki zaczynają się Genialni. Lwowska szkoła matematyczna Mariusza Urbanka. Narracja płynie lekko, rzecz skrzy się od anegdot, dzięki którym mniej straszny Uniwerlaikowi staje się hermetyczny świat „wysokiej matematyki”, kolejne wątki urywają się nagle, bo całość składa się z minirozdziałów, jak wiele współczesnych powieści. Przyznam, że na początku nieco mnie to zaniepokoiło i utrudniało lekturę. Przyzwyczajony byłem do innego sposobu prowadzenia narracji i szerszego tła politycznego czy historycznego, które w swoich wcześniejszych książkach z erudycją odmalowywał wrocławski autor, pisząc czy to o Broniewskim, czy o Tuwimie.

Ale konfuzja szybko minęła. Opowieść nie kończy się na anegdocie, lecz staje się kroniką bezpowrotnie minionego świata, którego istotną częścią jest Lwów: „miasto stołeczne i prawie dwukrotnie większe od Krakowa, było też dużo bardziej otwarte na napływające ze świata nowinki. W teatrach grano sztuki Ibsena i Maeterlincka (z Polaków – Jerzego Żuławskiego Eros i Psyche), sukcesy święciła opera (której w Krakowie nie było w ogóle), a Mickiewicza uważano za przestarzałego szlacheckiego pisarza, »w sam raz do wieczorków gimnazjalnych«. (…) Stolica Galicji przyciągała najbogatszych, którzy zrobili majątki na pszenicy z Podola, karpackim drewnie i ropie naftowej z Zagłębia Borysławsko- Drohobyckiego. Pili francuskiego szampana, jedli zimą poziomki sprowadzane z Włoch i przepuszczali majątki w kasynach”.

*

Nie traćmy jednak z oczu najważniejszych bohaterów książki, czyli matematyków. Są w ich gronie Stefan Banach, Stanisław Ulam, Hugo Steinhaus, Stanisław Mazur i wielu, wielu innych: „profesorowie, docenci i doktorzy Uniwersytetu Jana Kazimierza. Wśród nich Leon Chwistek, powszechnie znany raczej jako malarz, filozof i przyjaciel Witkacego”. Historia ich szkoły, czy szerzej: środowiska, obejmuje – jeśli przyjąć chronologię dotyczącą narodzin i śmierci – dobrych 100 lat. Otóż w 1887 r. urodził się Hugo Dyonizy Steinhaus, ojciec założyciel lwowskiej szkoły matematycznej. A w 1990 r. zmarł jego uczeń, ostatni żyjący wówczas członek lwowskiej szkoły matematycznej, Władysław Orlicz, po II wojnie światowej profesor poznańskiego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się