Choć pokolenie dzisiejszych 40-latków wciąż dobrze pamięta, że życie bez internetu jest możliwe, dziś jest już on nieledwie matrycą dla większości społecznych aktywności. Pandemia jeszcze wzmocniła proces przechwytywania naszych relacji przez sieć. A ta w coraz większym stopniu zdominowana jest przez kilka cyfrowych potęg, obsługujących nasze życie towarzysko-emocjonalne i polityczno-ekonomiczne. To w sieci dziś żyjemy, poruszamy się i jesteśmy.
Tyle że to już truizm. O wiele istotniejsza wydaje się próba zrozumienia, co obecna sytuacja przyniesie nam w bliższej już raczej niż dalszej przyszłości. Nie tylko jak wpłynie na nasze nawyki jako klientów i klientki cyfrowych potentatów, ale jak ukształtuje nasze życie jako obywatelek i obywateli metapolitycznego porządku, stworzonego przez usieciowione, poddane coraz precyzyjniejszym algorytmom cyfrowe zależności. Wszystko to wiąże się z transformacją kapitalizmu w jego najnowszą wersję online, którą uczymy się rozumieć niejako na bieżąco. Kapitalizm sieci. Dlaczego internet stał się pułapką i jak możemy zaplanować lepszą przyszłość ekonomisty młodego pokolenia, prezesa think tanku Instrat Jana J. Zygmuntowskiego to rzetelna i wnikliwa analiza globalnych i lokalnych wyzwań, które w coraz szybszym tempie kształtują nasze zarówno głęboko osobiste, jak i społeczne życie. I więcej jeszcze: to też prognoza i projekt na przyszłość. Jak pisze autor: „Praca jest pozycją z nurtu nauki zaangażowanej – takiej, która rodzi się z aktu niezgody na społeczno-gospodarczy upadek, a podejmuje się zbudowania teoretycznych ram i w oparciu o nie propozycji innego świata”. Czy jednak okaże się on możliwy?
Sieciowe fabryki
Wyobraź sobie październikowy wieczór 2020 r. Siedzisz w domu, opiekujesz się małym dzieckiem, doskwiera ci przeziębienie. Myślisz, czy to nie COVID-19. Na ulice polskich miast wyszli twoi znajomi, przyjaciółki, krewni. Denerwujesz się, gniewasz i martwisz o nich. Scrollujesz ekran smartfonu, sprawdzasz społecznościowe apki, dajesz polubienia, wrzucasz grafiki, udostępniasz zdjęcia i filmy. Czas płynie, już noc, trwasz w stanie tego specyficznego uczestnictwa-oddalenia, który dają media społecznościowe. Zasypiasz, ale budzą cię powiadomienia, ktoś jeszcze śle wieści przez komunikatory: jeden, drugi, trzeci. Empatyzujesz, klikasz, wyświetlasz i jesteś prześwietlana, monetaryzujesz, pracujesz dla fabryki. Dla sieciowych fabryk, w których jesteś równocześnie konsumentem i producentem, aktywistką i klientką, nieustannie, nieświadomie wypełniającą rubryki dla ankieterów, którzy nigdy nie śpią i nigdy się nie męczą – algorytmów cyfrowych platform. Jesteś prosumentem / prosumentką: producentem i konsumentką równocześnie, lub – wedle źródłowej angielskiej nomenklatury – produserem (ang. producer – producent, user – użytkowniczka). A sieciowe fabryki to aplikacje, które stanowią specyficzne punkty połączeń między nami a platformami cyfrowymi, gigantami kapitalizmu sieci, takimi jak Facebook, Amazon, Google (a ściślej – konglomerat i holding Alphabet Inc.).
Ukazana wyżej dwuznaczność może irytować, bo zdaje się podważać dobre intencje i najszczersze emocje uczestników buntów zapośredniczonych właśnie przez internet. Na rzecz trzeba jednak spojrzeć chłodno. Jan J. Zygmuntowski wyjaśnia, jak kapitalizm sieci wykorzystuje bodaj całe spektrum możliwych ludzkich aktywności do osiągania własnych zysków i stopniowej monopolizacji / oligopolizacji cyfrowej rzeczywistości. To, co u swoich początków w Dolinie Krzemowej było posthippisowską obietnicą wolnościowego, anarchokapitalistycznego społeczeństwa, stało się w ciągu kilku dekad polem bezwzględnej eksploatacji i zażartej konkurencji o coraz potężniejsze zyski i coraz bardziej globalnego, ujednoliconego za pomocą „niewinnych aplikacji” prosumenta, który siedząc w domu i trzymając w ręku iPhone’a klika dla zysków sieciowych fabryk. I nikt mu nie płaci za nadgodziny.
W tej nowej rzeczywistości gorzko dystopijnego znaczenia nabierają słowa starego songu Kultu, które w polskich warunkach miały się już ponoć na dobre zdezaktualizować po 1989 r: „Pracujesz dla fabryki / Fabryka żywi / I życie dla fabryki / Śmierć dla fabryki / Pracujesz dla fabryki / Fabryka żywi, żywi, żywi / Żyjesz dla fabryki / Umierasz dla fabryki”. A choć nowe zależności i uwikłania są o wiele subtelniejsze niż w czasach przemysłowego kapitalizmu (i realnego socjalizmu), w sposób bardzo głęboki determinują życie nie tylko osób na różne sposoby uzależnionych psychicznie od sieci.
To ważny fenomen: platformy cyfrowe zarabiają na naszej wirtualnej aktywności, ale też starają się, jak mogą, „optymalizować strategie podatkowe”, ponadto nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za psychospołeczne skutki różnego rodzaju zaburzeń, które stanową produkt uboczny ich zyskownej działalności.
Dodajmy do tego choćby problemy związane z sytuacją nietaksówkarzy, czyli zakładników „ekonomii współdzielenia”. Opakowany w ładny termin fenomen z zasady ukrywa cyfrowy wyzysk, wiąże się z brakiem świadczeń socjalnych, rozpadem publicznych regulacji, równaniem w dół warunków pracy i płacy u konkurencji. I jeszcze jedno: narastający monopol / oligopol właścicieli cyfrowych fabryk to problem dla mnóstwa firm i całej rzeszy umysłowych i fizycznych pracownic i pracowników najemnych, którzy ponoszą wymierne straty związane z rosnącą pozycją monopolistów kapitalizmu sieci. My, którzy na różne sposoby uczestniczymy w cyfrowym życiu społeczno-gospodarczym, ale nie czerpiemy z niego rentierskich zysków, jesteśmy kognitariatem, czyli proletariatem czasów współczesnych.