Dość wcześnie Kalkowska porzuca rodzimy język na rzecz niemieckiego i w nim tworzy do śmierci. Rezygnuje również z prób prozatorskich, swoje zainteresowanie umiejscawiając najpierw w liryce, a potem w dramacie.
Głód życia trafił do czytelników w 1904 r. W rękach mam jego wydanie z 2016 r. przygotowane za sprawą Anny Dżabaginy i wydawnictwa słowo/obraz terytoria. Dopiero w 2005 r. w kraju pojawiły się najgłośniejsze dramaty Kalkowskiej: Sprawa Jakubowskiego i Doniesienia drobne . Zarówno w niemieckich, jak i polskich badaniach historycznoliterackich brak obszernej monografii poświęconej Kalkowskiej.
Eleonora Kalkowska przychodzi na świat w Warszawie w 1883 r. w rodzinie architekta Emila Kalkowskiego i Marii z domu von Spitzbarth pochodzącej ze szlachty kurlandzkiej. Małżeńskie szczęście rodziców Eleonory nie trwa długo. W rok po jej narodzinach ojciec umiera, a matka nie zrzuca żałoby przez całe życie. Opiekę nad dziewczynką przejmuje babka. Kiedy Eleonora ma 12 lat, rodzina przenosi się do Wrocławia, a następnie do Petersburga. Annenschule przyszła pisarka kończy z najwyższymi stopniami, co nie gwarantuje jednak uniwersyteckiego sukcesu. Zakochana w filozofii, startuje na berliński wydział, niestety, bez efektu. Jako kobieta zostaje odrzucona. Niezrażona jednak tym niepowodzeniem, wyjeżdża na paryską Sorbonę studiować nauki przyrodnicze. Tamtejsze spotkania z postępową młodzieżą zapewne kształtują jej światopogląd. Autorka Głodu życia zaczyna tworzyć dramaty zaangażowane, obnażające nierówne traktowanie, opowiadające się przeciw uciemiężeniu, łamaniu praw, niesprawiedliwości wyroków. Kojarzona pozostaje z Zeittheater – teatrem zaangażowanym, lecz tworzy również dzieła wykraczające poza ten gatunek. W 1930 r. zostaje nominowana do prestiżowej Nagrody Kleista za Sein oder Nichtsein, jednak gdy Hitler dochodzi do władzy, pacyfistyczne nawoływanie Kalkowskiej czyni z niej niewygodną twórczynię. Na pewno nie pomaga jej stworzony w 1916 r. niezwykle głośny antywojenny manifest Der Rauch des Opfers. Tym samym po aresztowaniu (dwukrotnym?) szczęśliwie zakończonym uwolnieniem zostaje deportowana, zasilając szeregi pierwszej fali uchodźców politycznych z III Rzeszy. Ten epizod kończy jej niemieckie życie – nigdy tam nie powróci, a ostatni dramat napisze w języku francuskim. Jednak to nie Francja doceni jej talent, ale Anglia, gdzie przetłumaczone zostaną jej dramaty. Tam też otworzą się dla niej teatralne sceny. Umrze w wieku 54 lat, a wkrótce potem – mimo licznych sukcesów w Europie dwudziestolecia międzywojennego – zostanie zapomniana.
Głód życia stał się wrotami do mojego zainteresowania Kalkowską. Nie wiedząc jeszcze o jej dramaturgicznych dziełach, wyczuwałam w nim pewną teatralność. Już we wstępie do zbioru opowiadań dostajemy poetyzowany tekst, w którym autorka, zwracając się do życia, wykrzykuje peany na temat wszelkich jego barw, sugerując, że najważniejsze jest przeżywanie go w pełni – zatem wraz z niedolą, krzywdą, nieszczęściem. Ten wyjątkowo przerysowany start zdaje się równocześnie niezwykle przemyślany, jakby autorka była przekonana o jego sile przekazu i nie godziła się na żadne ustępstwa. Podniosły ton połączony z witalnością i dziewiczą wręcz naiwnością sprawia, że w głowie od razu rysuje się obraz młodej aktorki deklamującej tekst w ciepłym scenicznym świetle. Nie mogłam też oprzeć się wrażeniu, że tekst piosenki, który znamy z fenomenalnych występów Edyty Geppert: Och, życie, kocham cię nad życie, jest niczym parafraza tekstu Kalkowskiej. Ten pełen nadziei i radości wstęp jest też największym oszustwem autorki, która na kolejnych stronach zabiera czytelnika do świata smutku. Tu niemal wszystko kończy się źle.