fbpx
Marta Duch-Dyngosz październik 2021

Gra o życie

W 1948 r. ocalały z Holokaustu Natan Gross nakręcił film pt. Unzere Kinder („Nasze dzieci”). Para komików, którzy przeżyli wojnę w ZSRR, przybywa do sierocińca dla żydowskich dzieci. Wystawiają sztukę o getcie. Niewiele ma ona wspólnego z rzeczywistością.

Artykuł z numeru

Z czego się śmiejemy

Czytaj także

Marta Duch-Dyngosz

Czy historia Zagłady jest antypolska?

Występ przerywają ocalałe dzieci. Opowiadają o  własnych doświadczeniach. Te przywołane w filmie historie wybrane zostały z 430 relacji dziecięcych złożonych po wojnie przed Żydowską Komisją Historyczną. W filmie mali ocaleńcy grają sami siebie. Na ile było to rujnujące odtwarzanie granicznych doświadczeń, a na ile możliwość popatrzenia na nie z dystansem? Niewątpliwie Gross daje dzieciom dojść do głosu. One w najmniejszym stopniu miały szansę przetrwać. Po wojnie stanowiły mniejszość wśród ocalałych – zróżnicowaną ze względu na wiek, okoliczności ukrywania, sytuację rodzinną i własną tożsamość. Historyczka Joanna Michlic te wojenne i powojenne przeżycia ocalałych poniżej 16. roku życia postawiła w centrum swoich badań. W złożonych przez nich po wojnie relacjach dostrzegła „świadectwa prawie z wnętrza Zagłady”. Razem z powstałymi w następnych dziesięcioleciach pozwoliły one autorce odsłonić codzienność przetrwania, a w ten sposób odejść od mówienia o  Zagładzie w  abstrakcyjnych terminach.

Zbiór tworzy pięć artykułów przetłumaczonych z języka angielskiego, które autorka uzupełniła i ponownie opracowała. We wszystkich Michlic podkreśla sprawstwo dzieci w ratowaniu siebie, niekiedy też innych – rodziców czy młodszego rodzeństwa. Ilustracją może być relacja Abrama Sztybla (później Adama Shtibla) złożona 3 marca 1948 r. Chłopiec ukrywał się w okolicach Zamościa i spotkał grupkę żydowskich sierot: „Mówiliśmy, że kotom i psom lepiej jest od nas. Kot ma swój piec, pies swoją budę, a nas gonią jak zająców z jednego miejsca na drugie. Trzymaliśmy się na razie wszyscy razem – było nas około dziesięcioro – ośmiu chłopców i dwie dziewczynki. Wszystko jeszcze dzieci – najstarszy miał może siedemnaście lat, najmłodsza była dziewczynka, która miała może osiem lat. Żyliśmy wszyscy dobrze ze sobą, dzieliliśmy się chlebem. Każdy był smutny, płakaliśmy”. Michlic pisze o mało zbadanym i niemal nieistniejącym w szerszej świadomości zagadnieniu samopomocy żydowskiej. Słynne odznaczenie Sprawiedliwych wśród Narodów Świata nie honoruje Żydów i Żydówek. Dominuje przekonanie, że ocalali ukrywający się „na powierzchni” bądź „pod powierzchnią” (jak pisał Emanuel Ringelblum) uratowali się tylko dzięki nie-Żydom. Michlic przedstawia złożoność dziecięcych losów – od przygotowania dzieci przez rodziców do życia po tzw. aryjskiej stronie, przez spotkanie oddanych ratujących lub ratujących oprawców, po powojenną akcję „odzyskiwania dzieci” przez rodzinę czy organizacje żydowskie.

Znajdziemy w  tym zbiorze wiele ciekawych prób uporządkowania tej złożoności. Jedną jest zastosowanie Goffmanowskiej metafory dramaturgicznej do opisu odgrywania przez dzieci nowej tożsamości aryjskiej w „teatrze śmierci”, jak pisze autorka. W  występach przed nieżydowską publicznością były w różnym stopniu wspierane przez ratujących. O  powodzeniu roli decydowały zarówno atrybuty indywidualne dzieci, jak i warunki strukturalne Zagłady. Niewątpliwie znaczenie miały wygląd czy cechy społeczno-demograficzne aktora (wiek, znajomość nieżydowskiego otoczenia). Wątpliwość budzi jednak wskazanie przez autorkę „wygrywających” cech psychologicznych, jak pewność siebie czy umiejętność dostosowywania się do trudnych sytuacji. Przywodzi to na myśl zniekształcającą w kontekście Holokaustu opozycję aktywność–bierność. Zbyt często przetrwanie zależało od okoliczności zewnętrznych – przede wszystkim grania lokalnych społeczności razem z ukrywającymi się, a przeciwko Niemcom. Niestety, często tak nie było.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się