fbpx
z Joachimem Russkiem rozmawia Marta Duch-Dyngosz czerwiec 2012

Węzeł pamięci

Z jednej strony Kazimierz to najlepsze w Polsce miejsce, w którym możemy spróbować zbliżyć się do żydowskiego dziedzictwa, z drugiej – to przestrzeń naznaczona dramatyczną pustką. Od nas zależy, czy przekroczymy granicę, za którą zaczyna się fikcja.

Artykuł z numeru

Jak pamiętamy o Żydach?

Jak pamiętamy o Żydach?

Marta Duch-Dyngosz: Czy we współczesnej Polsce pamięć o przedwojennych społecznościach żydowskich się zmienia?

Joachim Russek: Należałoby powiedzieć, że zanim pamięć o Żydach zaczęła się zmieniać, to się pojawiła. Nie była ona oczywistą częścią powojennego krajobrazu pamięci. Rozmawiamy dwa dni po otwarciu wystawy fotografii Bogdana Frymorgena, który podczas wernisażu w naszym Centrum Kultury Żydowskiej w Krakowie powiedział, że urodził się w 1962 r. w Bielsku-Białej i chodził do Szkoły Podstawowej im. Janusza Korczaka, a potem do gimnazjum, które stało na miejscu dawnej synagogi. Nikt mu nie powiedział, że Korczak był Żydem, a synagoga należała do bielskiej społeczności żydowskiej. Mimo iż urodziłem się znacznie wcześniej niż Bogdan Frymorgen, jest to również moje doświadczenie.

Jakie były punkty przełomowe tej pamięci?

Myślę, że dla powojennego pokolenia pierwszą cezurą pamięci był Marzec 1968 r. Kolejną – przełom lat 70. i 80., kiedy to pojawiła się wśród młodych ludzi ciekawość wobec spraw, które były niewygodne dla reżimu i nie istniały w oficjalnym obiegu, m.in. wszystko to, co dotyczyło Żydów. Idąc dalej tym tropem, jednym z momentów przełomowych stał się słynny podwójny numer „Znaku” z lutego i marca 1983 r. o judaizmie, który był swoistym elementarzem problematyki żydowskiej. Wcześniej, bo w 1979 r., Marek Rostworowski zorganizował w Muzeum Narodowym w Krakowie wystawę pt. Polaków portret własny. Pamiętam, że podczas zwiedzania zwróciły moją uwagę dwie sale poświęcone Żydom. Podejrzewam, że nie byłem jedynym, który nie rozumiał wtedy, skąd taki wybór.

Z krakowskiej perspektywy nie można również zapomnieć o powołaniu przez rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego Józefa Andrzeja Gierowskiego w 1986 r. Międzywydziałowego Zakładu Historii i Kultury Żydów w Polsce. Proszę sobie wyobrazić, że była to pierwsza tego typu uniwersytecka jednostka w powojennej Polsce. Na pewno należy też przywołać jedną z najważniejszych inicjatyw obywatelskich, którą było powołanie Festiwalu Kultury Żydowskiej. Początkowo miał on profil filmowy, a później rozwinął się w formę, którą znamy do dziś. Wreszcie należy wspomnieć o otwarciu naszego Centrum Kultury Żydowskiej, Fundacji Judaica w listopadzie 1993 r. Byliśmy wówczas pierwszą tego typu instytucją zajmującą się dziedzictwem i pamięcią z perspektywy obywatelskiej. Co to oznacza? Otóż proponujemy obywatelowi Kowalskiemu pewną przygodę, która polega na tym, aby dowiedział się czegoś o obywatelu Grynbergu. Ten element obywatelstwa jest łącznikiem między Kowalskim a Grynbergiem.

Jakie mogą być powody zainteresowania kulturą i historią Żydów?

W zależności od rozmówcy może Pani pewnie otrzymać różne odpowiedzi. Mam takie głębokie przekonanie – nie wiem, czy ono jest reprezentatywne – że zainteresowanie problematyką żydowską miało szczególny polityczny podtekst w czasach PRL-u. Mianowicie powszechne było przekonanie, że problem z pamięcią o Żydach jest jeszcze jednym grzechem PRL-u. Odcinając się od tego problemu, stawialiśmy się po lepszej stronie barykady. Był to także rezultat naszej ignorancji historycznej, bo nie wszyscy, pewnie tylko nieliczni, wiedzieli, że polskie grzechy wobec Żydów mają znacznie dłuższą historię niż historia komunizmu w Polsce. Z pewnością wiele się zmieniło przez ostatnie 25 lat. Można by powiedzieć anegdotycznie, że jeśli dziś zobaczy Pani na Kazimierzu chasydów czy chabadników, to już nikt z przechodniów się nie zdziwi, 20 lat temu byłaby to sensacja. Teraz jest to element krajobrazu Kazimierza.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się