fbpx
Sławomir Kosiniak, "Bez tytułu", Zalipie, ok. 1948 r., Muzeum Etnograficzne w Krakowie, fot. W. Wilczyk
z Romą Sendyką, Wojciechem Wilczykiem i Magdaleną Zych rozmawia Marta Duch-Dyngosz czerwiec 2019

Inne obrazy Zagłady

W ciągu 70 lat, które upłynęły od końca wojny, przyzwyczailiśmy się, że wypracowano pewien sposób reprezentacji Holokaustu. Dopuszczano jedynie tryb dokumentalny i minimalistyczny, pomijano zaś prace twórców sztuki tzw. ludowej. A być może to one ujawniają doświadczenie i wrażliwość większości ludzi żyjących w Polsce.

Artykuł z numeru

Historia jutra

Historia jutra

Wystawę zatytułowaliście „Widok zza bliska. Inne obrazy Zagłady”. O jaki widok chodzi? Co nowego on ujawnia?

Roma Sendyka: Interesowało nas to, co zostało zapamiętane, wypatrzone, co jest powidokiem po Zagładzie.

Wojciech Wilczyk: „Widok zza bliska” określa sposób obserwacji odnalezionych przez nas w zbiorach etnograficznych obiektów sztuki ludowej czy wernakularnej, nawiązujących do wojny, ludobójstwa, zagłady Żydów. Wybrane przez nas prace były prezentowane tak, by można je było oglądać z wszystkich stron. „Widzenie zza bliska” odnosiło się też do metody działania za pomocą fotografii. W ramach międzynarodowego projektu badawczego dotyczącego spornego dziedzictwa, którego częścią była wystawa, dokumentowałem wszystkie znalezione przez nas dzieła. Gdy pracowałem z rzeźbą Józefa Piłata pt. Sklepik żydowski w Dębskiej Woli, wpadłem na pomysł przeskalowania jej fragmentów. To dało początek cyklowi pt. Powiększenia.

Magdalena Zych: Nasza dyskusja nad tytułem dotyczyła również tego, co tracimy z pola widzenia, kiedy zmieniamy ów dystans, gdy bierzemy pod uwagę głównie materialność tych dzieł. Spędziliśmy dużo czasu, dokładnie oglądając obiekty i sprawdzając, jak na nas oddziałują. Chcieliśmy przez nie wejrzeć w tę rzeczywistość, w której powstały, w źródła tych przedstawień. Erica Lehrer, amerykańska antropolożka, pracująca z nami przy projekcie i współtworząca wystawę, zwróciła uwagę na wiele możliwych perspektyw, punktów oddalenia i bliskości, z jakich można patrzeć na Zagładę.

Czy „widok zza bliska” odzwierciedla też sposób patrzenia świadka na Zagładę?

RS: O to nam głównie chodziło. Jesteśmy obecnie w środku długiej dyskusji, którą zintensyfikowała publikacja w 2000 r. Sąsiadów Jana T. Grossa, o wydarzeniach na polskiej prowincji podczas II wojny światowej.

Coraz wyraźniej ujawnia się tendencja do spychania odpowiedzialności za bestialskie traktowanie Żydów na niższe klasy społeczne.

Jednocześnie wciąż bardzo mało wiemy, co działo się w fazie tzw. rozproszonej Zagłady (1943–1945). Jak ten etap wyglądał? Jakie powinno być zadośćuczynienie za to, co się wydarzyło? Chodzi zatem o gest odzyskiwania historii, która została objęta cenzurą społeczną, i jednocześnie jej odpowiedzialnego potraktowania, aby się nie okazało – wbrew faktom – że chłopi, klasa już niemal nieistniejąca w Polsce, są winni całemu złu. Wchodzimy w te rozważania poprzez obiekty wizualne, które uznaliśmy za dokumenty mentalności, wrażliwości, pamięci.

WW: Klasistowska narracja, choć nie dotyczyła tylko chłopów, istniała przed publikacjami Grossa. Napisałem zresztą o tym tekst do książki pt. Opowieść o niewinności. Kategoria świadka Zagłady w kulturze polskiej, w którym zająłem się zagadnieniami wizualnych przedstawień. W filmach powstających po 1945 r. wykreowana została postać złego Polaka, który zwykle wywodzi się z miejskiego lumpenproletariatu czy rzadziej chłopów. Wyłącznie ci ludzie są szmalcownikami i okazują niechęć wobec Żydów. Natomiast przedstawiciele inteligencji pozostają zwykle współczujący, pełni zrozumienia, świadomi swojej misji niesienia ratunku. Narracja ta obecna jest już w 1948 r. w Ulicy granicznej Aleksandra Forda.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się