Brzmi niepokojąco znajomo, a przecież tekst ma już ponad 100 lat, ukazał się w 1913 r. na łamach „Bluszczu”. Dziś ten i inne artykuły-manifesty sojuszników ruchów emancypacyjnych (m.in. Józefa Zielińskiego, Ludwika Krzywickiego, Piotra Chmielowskiego i Aleksandra Świętochowskiego) można przeczytać w Głosach sojuszników spraw kobiet Macieja Dudy. Ta książka przypomina: coś już się wydarzyło i jeśli zależy nam na ruszeniu z miejsca, trzeba poznać herstorię, ale i historię ruchu emancypacyjnego. Sporo już powiedziano o działaniach aktywistek, lecz co wiemy o działaniach wspierających idee emancypacyjne mężczyzn? Niewiele.
Książka Dudy podejmuje pożyteczną próbę rekonstrukcji historii sojuszników ruchów na rzecz praw kobiet.
Wydawać by się mogło, że jesteśmy gdzie indziej niż bohaterowie pracy autora: lata 70. XIX w. czy początek XX w. są tak odległe, dziś nikt nie kwestionuje już praw obywatelskich kobiet, w tym prawa do edukacji, prawa do pracy, do decydowania o sobie. Czy rzeczywiście? Reakcje wsteczne karmią się przekonaniem, że nie tylko wszystkie problemy zostały załatwione, ale i że te starsze rozwiązania, tzw. tradycyjne, z oddali wyglądają na całkiem niezłe. Jeszcze w poł. lat 80. Margaret Atwood odpowiedziała Opowieścią podręcznej na triumfalny pochód konserwatyzmu, na zmęczenie i niechęć córek, na ich brak wiedzy o tym, co właściwie robiły ich matki. Dobrostan gasi czujność, a zmiana emancypacyjna jest krucha, trzeba ją więc pielęgnować.