Wspólna zagraniczna wyprawa dorosłej córki i jej matki ma pozwolić obu kobietom poznać siebie nawzajem. Ta z pozoru lekka powieść obejmuje ciężar milczenia i wynikającego nie tylko z różnicy pokoleniowej poczucia obcości narosłego przez lata. Nic nie jest jednak oczywiste, nie można przecież bezgranicznie ufać narratorce, córce, która nie jest w stanie wyjść poza monolog wewnętrzny.
Powieść Au jest subtelnym, choć wyrazistym traktatem o pochodzeniu i odchodzeniu, kosztach, jakie trzeba ponieść, ruszając przed siebie, emigrując, awansując, adaptując się do zasad obowiązujących w nowym miejscu. Narratorka zdaje się wyrażać wiarę w moc poznania intelektualnego oraz możliwość planowania i aktywnego konstruowania własnego losu, matka uważa, że nie ma szans, by kontrolować rzeczywistość. Rozziew między dorosłą, bezdzietną i bezimienną córką oraz starzejącą się matką na tej różnicy zdaje się ufundowany. Może jednak pracująca w tekstach kultury narratorka zwodzi nas, może właśnie rozprawia się z odebranym wykształceniem, procesem socjalizacji i nabytymi przyzwyczajeniami, zgodnie z którymi widok z okna pociągu to za mało, dopiero sztuka umożliwia wizualizację uczuć. Nic dziwnego, że przestrzega matkę, by ta nie wierzyła we wszystko, co czyta, ponieważ pisanie pod wieloma względami „przypomina malarstwo. Tylko w ten sposób da się cofnąć czas i zmienić przeszłość, przekształcić ją tak, by pasowała do naszych fantazji, albo przedstawić w taki sposób, jak wolimy ją pamiętać”.
Jessica Au, Mógłby spać śnieg tłum. Aga Zano, Wydawnictwo ArtRage, s. 120