fbpx
Anna Marchewka wrzesień 2016

Mijają lata, zostają stare śpiewki

Taka szkoda, że Kultura popularna w Polsce 1944–1989. Między projektem ideologicznym a kontestacją dotrze wyłącznie do wąskiego grona specjalistów i specjalistek. Nie będzie inaczej, ponieważ nakłady książek naukowych i krytycznoliterackich są symboliczne, a dystrybucja kuleje jakby w myśl zasady: komu naprawdę zależy, ten znajdzie.

Artykuł z numeru

Zrozumieć piękno

Zrozumieć piękno

A o ile lepiej żyłoby się nam wszystkim, gdyby artykuły zamieszczone w tym zbiorze przeczytała tzw. szeroka publiczność oraz (co może jeszcze ważniejsze) zawodowi czytelnicy i czytelniczki. Wielu załamującym ręce nad niby dopiero w potransformacyjnej Polsce wynalezionym „kryzysem kultury wysokiej” ta książka może pomóc (choć niewielka jest i nierówna). Zbiór pod redakcją Katarzyny Stańczak-Wiślicz to kontynuacja prac rozpoczętych w tomie Kultura popularna w Polsce 1944–1989. Stan badań, problemy, perspektywy badawcze (2012). W tej publikacji (jak podkreśla we wstępie redaktorka i zarazem autorka znakomitego artykułu O zwycięstwie „Niewolnicy Isaury” nad „Dyrektorami” – kryzysowe debaty o kulturze popularnej w Polsce lat 80. XX wieku) udało się uporządkować pojęcia wcześniej używane zbyt swobodnie i bez uzasadnienia zamiennie, czyli: „kultura masowa”, „kultura dla mas”, „kultura popularna”. Może i tak, ale praktyka (nie tylko krytycznoliteracka) poza granicami tego projektu badawczego pokazuje jednak, że nadal mamy z tymi pojęciami kłopot.

Kultura popularna… oferuje narzędzia przydatne w mierzeniu się ze współczesną sytuacją na rynku książki opanowanym (jak by powiedział przywoływanym w szkicu Stańczak-Wiślik Zbigniew Mentzel) przez „buble i bestsellery”. Autorzy i autorki artykułów tutaj zgromadzonych podjęli próbę objęcia pokaźnego pola kultury: muzyka i teksty piosenek w kontrze do norm estetycznych i społecznych (bigbit, muzyka rockowa drugiego obiegu, ale i piosenka żołnierska), filmy przekraczające granice tabu albo tzw. dobrego smaku, narodziny nowych mediów czy powieści dla dorastających dziewcząt. Kapitan Ligota i wicedyrektor Dąbkówna. Oficjalna ideologia w peerelowskiej powieści dla dziewcząt Szybowicz jest cenną rewindykacją okrzepłego/utartego typu odbioru literatury tamtego okresu. „Utrwalone sposoby myślenia i mówienia o PRL-u sprzyjają przekonaniu, że peerelowska produkcja była pruderyjna, mizogyniczna i odległa od rzeczywistych problemów nastoletnich odbiorczyń”, pisze Szybowicz.

Twórczość Haliny Snopkiewicz, Krystyny Siesickiej, Joanny Chmielewskiej, Małgorzaty Musierowicz badaczka (prowadzi również nowatorski blog nietylkomusierowicz.wordpress.com) czyta jako założycielską i zarzuconą po 1989 r. tradycję nowoczesnej dziewczęcości i kobiecości, z której czerpać można nie tylko inspiracje, ale i wzorce. Powieści długo traktowanych przez krytykę z przymrużeniem oka pisarek nie tylko nie zestarzały się, ale nabrały niepokojącej aktualności. Ta proza o potężnym potencjale emancypacyjnym, nieobecna (bo niewznawiana) kontrastuje z sentymentalną, baśniową i konwencjonalną tzw. gatunkową literaturą kobiecą panującą na rynku książki. Powracające dzisiaj zwycięstwo sztampy można rozumieć jako wyraz buntu czytelników i czytelniczek, uwolnienie „złego gustu”, symboliczny gest oporu już nie przeciwko władzy systemowej, ale symbolicznej i klasowej. Narzucanie „dobrego gustu” wydaje się przynosić więcej szkód niż pożytku i nie jest to odkrycie czasów najnowszych. Sprzeciw wobec kultury eksperckiej, tęsknota za opowieściami o „czystym uczuciu” zdaje się były nie tylko podstawą sukcesu Niewolnicy Isaury, ale i bohaterek współczesnej wyobraźni.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się