fbpx
fot. Betina Bożek
Anna Marchewka czerwiec 2018

Nie ma życia bez zina

Na pytanie o wpływ artzinów (skrót ang. art magazine) na współczesną polską literaturę można odpowiedzieć najkrócej: bez nich by jej nie było. Żadna to przesada, bo przecież gdyby nie zjawiska z tzw. trzeciego obiegu, nie powstałaby polska odmiana nowej kultury i literatury.

Artykuł z numeru

Kochać, uprawiać, chronić

Kochać, uprawiać, chronić

W Polsce przemiany kontrkultury nie odbyły się w tym samym czasie co zachodnie, ale były nieuniknione. Problem jednak polega na tym, że jej opóźnienie, rozproszenie, słaba widoczność oraz wysunięta na czoło walka o zmianę systemu politycznego nie sprzyjały rozpoznawaniu zachodzących zmian, a z czasem ich opisom i analizie. Po latach dopiero widać, że progresywność polskiej kontrkultury była umiarkowana, za to uderzają jej patriarchalny i konserwatywny ostatecznie model. Trzeci obieg to kultura chłopaków walczących, by nie poddać się działaniu państwowej maszyny do mielenia mięsa, której najostrzejszymi trybami były obowiązkowa służba wojskowa i mieszczańska obyczajowość.

Możliwa trzecia droga

Trzeci obieg, jak czytamy w Parnasie bis. Słowniku literatury polskiej urodzonej po 1960 roku Pawła Dunin-Wąsowicza i Krzysztofa Vargi, to „popularna nazwa kontrkulturowo-subkulturowego obiegu alternatywnego przed 1989 r., w odróżnieniu od afirmującego władzę komunistyczną obiegu pierwszego i zwalczającego ją obiegu drugiego – solidarnościowego. Trzeci obieg władzy nie kochał (z wzajemnością), ale nie przepadał też za drugim obiegiem, widząc w nim śmieszność i liczne cechy Babilonu”. Pojawił się na początku lat 80., ale rozkwitł dopiero w II poł. dekady. Musiał być niskonakładowy, prawdziwie undergroundowy – trzeba tak powiedzieć nie z chęci wtrącania obcego słowa, ale dlatego że „podziemny” związany jest z działalnością opozycji politycznej. Undergoundowość wymuszona została ograniczeniami ekonomicznymi: trzeci obieg był prywatną inicjatywą, finansowaną przez autorów (z rzadka autorki), wśród których ze świecą szukać by krezusów. Ta „prywatność” odżegnywała się od klasycznych form działania w przestrzeni kultury, finansowanie stanowiło tylko jedną z części składowych tego wyłomu. Kolejną, może jeszcze ważniejszą, sprawą było zdobywanie się na wypowiedź bez aprobaty ze strony profesjonalistów czy autorytetów, zawodowych redaktorów i redaktorek decydujących o tym, kto może publikować, a kto nie. Z tym wymiarem aktywności prywatnej wiązał się pokutujący długo zarzut o amatorszczyznę rozumianą już nie jako miłość do wykonywanej czynności, ale brak podstawowych umiejętności, działalność wbrew rzemieślniczej, opierającej się na układzie mistrz–uczeń, etyce. Ci prywaciarze odbierani byli jak psuje wyjęci spod prawa, ich psucie wynikać miało nie tyle z rebelianckiego pragnienia łamania zasad (jak to jednak miało miejsce u banalistów, którzy z nurtu kontrukultury i artzinów wyrośli), ile z dyletanctwa. Kontrkulturowi prywaciarze nie byli zainteresowani robieniem interesów jak innego rodzaju przedsiębiorcy nakierowani na pomnażanie materialnych zysków, lecz wypowiedzią zdolną do wymknięcia się z binarnego systemu „za albo przeciw”. Trzecia droga była możliwa i niemożliwa zarazem; możliwa, bo działania jednak były podejmowane i przyjmowane przez niszę z entuzjazmem, a niemożliwa, bo nie spotykała się z uznaniem czy nawet zainteresowaniem profesjonalistów. Do częściowego wymuszenia uznania doszło po wielu latach, a trzeba było do tego porządnej organizacji coraz bardziej „popiejących”, przechodzących na stronę kultury popularnej czy nawet masowej aktywistów oraz (czy może przede wszystkim) naukowego opracowania dokonanego po raz pierwszy przez Michaela Fleischera w Overground (1994). Ale nawet gdy 10 lat po książce Fleischera ukazała się znakomita rozprawa Magdaleny Lachman Gry z „tandetą” w prozie polskiej po 1989 roku, na poważne i w szerokim kontekście czytanie zjawisk trzeciego obiegu trzeba było zaczekać do następnej dekady. Potrzebne były książki Pawła Konja Konnaka (współautorami byli Krzysztof Skiba i Jarosław Janiszewski) Artyści, wariaci, anarchiści: opowieść o gdańskiej alternatywie lat 80-tych (2010), a potem przeprowadzone przez Rafała Księżyka rozmowy Kryzys w Babilonie. Autobiografia (2012) z Robertem Brylewskim i AD/HD. Autobiografia z Ryszardem Tymonem Tymańskim (2013) – w tym miejscu nie sposób nie przypomnieć T.Love. Dzieci rewolucji Muńka Staszczyka (1992), książki pionierskiej – by rozpocząć powolny proces dostrzegania charakteru narodzonej wówczas kultury i roli, jaką odegrała w tych narodzinach muzyka z zasady nieprofesjonalna, czyli punk. W badaniach nad współczesną literaturą polską tego wymiaru, w którym rozumienie literatury jest poszerzone o zjawiska muzyczne i graficzne, nadal brakuje, a przez ten brak tracimy – być może kluczową – perspektywę. Ten brak wraca uporczywą czkawką, jak po przyznaniu literackiej Nagrody Nobla Bobowi Dylanowi w 2016 r. Bezradność większości środowiska krytycznoliterackiego to chyba najlepsze określenie na to, co się działo w dyskusjach toczonych z zapałem godnym lepszej sprawy i rozbijających się o gust, nie o sztukę. W rozmowach o gustach jest dużo dobrego, ważne tylko, by ich (czyli sztuki z gustami) nie mylić.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się