fbpx
(fot. Srikanth4sravya, CC BY-SA 4.0 via Wikimedia Commons)
z Janiną Ochojską-Okońską rozmawia Marzena Zdanowska lipiec-sierpień 2012

Przemoc karmi się głodem

Gdyby głębiej przeanalizować konflikty, z jakimi mamy dziś do czynienia na świecie, okazałoby się, że ich podłożem często jest ogromne ubóstwo. Dla ludzi mających wodę i jedzenie życie zaczyna się odradzać. Rozpoczynać walkę na nowo? Po co?

Artykuł z numeru

Polska przeprasza za powieść

Polska przeprasza za powieść

Czytaj także

z Janiną Ochojską rozmawia Anna Mateja

Trudno nie robić nic

Kiedy słyszy się o bezpieczeństwie żywnościowym na świecie i o wyzwaniach, jakie się z nim wiążą, można pomyśleć, że głównym problemem jest zbyt mała produkcja żywności. Czy to dobra intuicja?

To nie jest prawda. Na świecie jest o wiele więcej żywności, niż potrzebujemy. Tylko że ona nie zawsze trafia do wszystkich. Znaczne jej ilości są marnowane. Sami Polacy wyrzucają rocznie około 9 mln ton jedzenia. Zdarza się też, że surowce rolne czy nawet produkty spożywcze niszczy się świadomie po to, żeby np. utrzymać ich wyższe ceny. Natomiast prognozy rzeczywiście mówią o tym, że w 2030 r., kiedy będzie nas o 2 mld więcej, możemy mieć problem z wyżywieniem ludzi, dlatego już teraz trzeba myśleć o takich sposobach produkcji żywności, które pozwolą na w miarę równy i wystarczający do niej dostęp.

Padają różne propozycje rozwiązania tego problemu. Do mnie przemawiają analizy Oxfamu. Jest to międzynarodowa organizacja humanitarna, która niedawno wydała raport pt. GROW (wydany po polsku pt. PLON, dostępny na stronie Polskiej Akcji Humanitarnej) na temat głodu i sposobów jego eliminowania. Można tam przeczytać np., że odpowiednią drogą nie jest rozwijanie skomplikowanych metod produkcji żywności przetworzonej, ale dużo prostsze środki. Na świecie mamy około 0,5 mld małych gospodarstw rolnych, które średnio utrzymują cztery osoby. Już widać, że gdyby zaczęły one utrzymywać średnio dwie osoby więcej, dla miliarda ludzi znaleźlibyśmy wyżywienie. Podniesienie wydajności powinno być najprostsze właśnie u tych małych rolników w Europie, Afryce i Azji. Wielcy producenci, by podnieść swoje wyniki, od dawna świadomie stosują wszelkie dostępne środki i prawdopodobnie osiągnęli już granice swoich możliwości.

Ta wizja przekonuje mnie też dlatego, że w tym modelu do cen żywności nie trzeba doliczać kosztów transportu ani kosztów skomplikowanego systemu dystrybucji. Jedzenie jest produkowane tam, gdzie jest potrzebne. W funkcjonującym obecnie systemie produkcji żywność musi być bardziej przetworzona, przez co jest mniej zdrowa i utrzymujemy takie relacje, w których kraje bogate są producentem i zarabiają na sprzedaży odbiorcom z całego świata, również z krajów biedniejszych.

Gdyby żywność była produkowana bardziej równomiernie i ludność na świecie miała podobne możliwości jej wytwarzania, to byłaby ona łatwiej dostępna.

Taki sposób myślenia jest mi bliski. A skala pokazuje, że małe gospodarstwa są w stanie wyżywić nawet dużą liczbę ludzi. Chodzi również o rozbicie monopolu koncernów, które dyktują ceny żywności. Nie ufam wielkim firmom i ich rozwiązaniom, za którymi stoją wielkie interesy. Dziś na spekulacji żywnością można zarobić większe pieniądze niż na spekulacji cenami ropy naftowej. To pokazuje, jaki to ważny produkt.

Oczywiście wizja, o której mówię, nie jest jedynym możliwym rozwiązaniem, ale na pewno wygląda bardzo realnie. Nie jest to też jedyny proponowany przez Oxfam sposób na zmianę sytuacji.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się