fbpx
Marzena Zdanowska maj 2013

Oczami nierozumiejącego

Niewiadomych w książce Littella jest tyle, że można zastanowić się, czy jego reporterska podróż do Syrii miała sens. Wbrew pozorom odpowiedź musi być twierdząca. Pośród całej niepewności cierpienie ludzi pozostaje niepodważalnie prawdziwe.

Artykuł z numeru

Zamknięci w ideologiach

Zamknięci w ideologiach

Najnowsza książka Jonathana Littella Zapiski z Homs to prawie niezmienione notatki, które autor spisywał podczas nielegalnego pobytu w Syrii w styczniu 2012 r., kiedy kraj już od wielu miesięcy pogrążony był w tragicznej wojnie między utrzymującym władzę prezydentem Baszarem al-Asadem i siłami rewolucyjnymi. Autor udał się tam wraz z fotografem Manim, pełniącym jednocześnie funkcję tłumacza, żeby zebrać materiał do reportażu dla francuskiego „Le Monde”. Tekst był tworzony na bieżąco podczas pobytu na terenach codziennie ostrzeliwanych, opisy zdarzeń są krótkie, urywane, pozbawione spokojnej analizy. Może właśnie z tego powodu czytając, można mieć wrażenie, że książka wiele pokazuje, lecz niewiele tłumaczy. Wiele możemy oczami Littella zobaczyć, ale nie więcej niż on zrozumieć.

Codzienność syryjskiego Homs opisywana przez Littella to dosyć regularnie powtarzające się ostrzały ulic urządzane przez reżimowych snajperów, opatrywanie ran cywilów w szpitalach pozbawionych sprzętu, lekarstw i personelu, pogrzeby, długie godziny, kiedy nic się nie dzieje, wystawne posiłki spożywane razem z rebeliantami. Littell postanowił dotrzeć do takiej Syrii, której nie pokazują światu reżimowe media, ale też takiej, której nie cenzuruje powołane przez rewolucjonistów Biuro Informacji. (Muszą się do niego zgłosić wszyscy dziennikarze chcący pokazać syryjską wojnę z perspektywy rebeliantów.) Jak pisze Littell: „Stanowisko Biura jest jasne: można fotografować wszystko, co ma charakter pokojowy, manifestacje, pomoc humanitarną, cierpienia cywilów itp., ale jeśli chodzi o sprawy wojskowe, WAS [Wolną Armię Syrii – przyp. M.Z.] i jej akcje – to już nie bardzo” (s. 66). Słowa te pokazują, że w Syrii obok wojny na karabiny, toczy się między walczącymi stronami wojna o wizerunek poza granicami kraju. Autorowi Zapisków… ostatecznie udaje się uniknąć kontroli Biura Informacji. Po dzielnicach miasta oprowadzają go cywilni bojownicy, wielokrotnie rozmawia z żołnierzami WAS, spotyka rodziny zabitych i rannych. Ale mimo że nie ma nad nim żadnej instytucji cenzurującej, można odnieść wrażenie, że ważny obszar rzeczywistości pozostaje poza jego zasięgiem.

Pierwszą przeszkodą jest po prostu nieznajomość języka. Littellowi towarzyszy wprawdzie tłumacz, ale nie zawsze jest w pobliżu. Niekiedy, po wyczerpujących godzinach oglądania demonstracji, cierpień rannych i słuchania strzałów, fotograf unika kontaktu i nie tłumaczy toczących się rozmów. Innym razem znowu, sam nie do końca rozumie sytuację i razem z Littellem staje się obiektem żartów ze strony przyjmujących ich Syryjczyków. Mani wie, jak ważny jest język. Zarzuca pewnemu belgijskiemu dziennikarzowi piszącemu proreżimowe relacje, że nic nie zrozumiał ze swojego pobytu w Syrii i powinien zająć się krajami, w których mówi się po angielsku, skoro tylko taki język obcy zna.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się