fbpx
fot. Jakub Porzycki/Agencja Gazeta
z Janiną Ochojską rozmawia Marzena Zdanowska grudzień 2017

Chodzi o to, żeby silniejszy wyciągnął rękę

Badania z 2012 r. pokazywały, że Polacy byli bardziej otwarci na przyjmowanie uchodźców – bez względu na ich pochodzenie – niż Niemcy. Dziś ta informacja już nie jest aktualna.

Artykuł z numeru

Czy ludzie są z natury religijni?

Czy ludzie są z natury religijni?

Marzena Zdanowska: W 2010 r. mówiła Pani o miesz­kańcach państw nękanych regu­larnie przez klęski i katastrofy: „Pewnego dnia ci ludzie zechcą do nas przyjść (…). Każdy człowiek chce żyć w lepszym świecie i w lep­szych warunkach”[1]. No i przyszli…

Janina Ochojska: Przyszli, ale nie tam, gdzie sądzimy. Nie jest tak, że ci wszyscy ludzie z biednych rejonów świata chcą się teraz przedostać do Europy. Ogromna większość migracji na świecie odbywa się poza naszym kontynentem. Przez ostatnie tygodnie pół miliona uchodźców z muzułmańskiej części Birmy uciekło przed prześladowaniami na pogranicze Bangladeszu. Pół miliona! W Ugandzie jest dziś ponad milion uchodźców z Somalii i Sudanu Południowego. Panuje stereotyp, że Europa przyjmuje teraz największą liczbę migrantów, ale to nie jest prawda. Szacunki mówią, że ok. 80% migracji na świecie odbywa się w obrębie Afryki. Ludzie przemieszczają się głównie w poszukiwaniu pracy i bezpieczeństwa. Długo takim bezpiecznym krajem była Libia. Trzeba przypomnieć, że migracja do Europy zaczęła się od zmiany sytuacji w północno-wschodnich rejonach Afryki, gdzie pojawiły się zagrożenia związane z rosnącą obecnością bojówek Państwa Islamskiego i wojną domową właśnie w Libii. Stąd rosnąca liczba przepraw do Europy. Ci, którzy wcześniej uciekli z Nigru, Nigerii i Sierra Leone, by znaleźć przystań w Libii jako tania siła robocza w przemyśle i rolnictwie, w momencie rozpoczęcia wojny nie mogli już cofnąć się przez Saharę, bo to niezwykle niebezpieczna droga. International Organiza­tion for Migration szacuje, że na Saharze zginęło więcej migrantów, niż utonęło w Morzu Śródziemnym, choć oczywiście trudno dokonać dokładnych obliczeń i w jednym, i w drugim przypadku.

Liczba migrantów, którzy przybyli do Europy podczas naj­większej fali przepraw przez Morze Śródziemne, czyli w latach 2014–2015, stanowi ok. 0,2% popu­lacji Unii Europejskiej. Inaczej jest np. w Libanie, malutkim kraju wielkości województwa święto­krzyskiego, gdzie ¼ populacji to dziś uchodźcy, z czego samych Syryjczyków jest ok. miliona.

Do Europy trafiło dużo więcej migrantów niż we wcześniejszych latach, ale jeśli spojrzymy szerzej na sytuację na świecie, okazuje się, że wcale nie jesteśmy „ziemią obiecaną”, do której ciągną wszyscy potrzebujący.

 

Często myślimy, że Europa jest bardzo kuszącym rajem na ziemi.

Jest niezaprzeczalnie bogata i żyje się w niej stosunkowo łatwo, ale dla migrantów okazuje się jed­nocześnie wroga. Unia Euro­pejska wspiera finansowo Maroko i Algierię, w zamian żądając wzmocnienia straży granicznej oraz powstrzymywania ludzi przed wędrówką do państw europejskich. Coraz częściej łodzie z migran­tami zawracane są na Morzu Śród­ziemnym, co jest niezgodne nawet z konwencją genewską, która nakazuje migranta przyjąć, rozpa­trzyć jego wniosek o azyl, przyznać odpowiedni status pozwalający na pobyt albo podjąć decyzję o depor­tacji. Zawracając łodzie na morzu, państwa europejskie pomijają całą procedurę, która powinna zostać przeprowadzona.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się