Wydawałoby się, że osoba, która walczy o prawa kobiet i jednocześnie unika łatki feministki, zachowuje się jak ktoś, kto walczy z głodem w Afryce i jednocześnie upiera się, że nie ma nic wspólnego z działaczami humanitarnymi. A jednak takie deklaracje w Polsce zupełnie nie dziwią, nawet kiedy padają z ust pełnomocnika rządu do spraw równego traktowania, jak stało się w wywiadzie Roberta Mazurka z minister Elżbietą Radziszewską. Można to wytłumaczyć tym jedynie, że nasze rozumienie feminizmu ma się nijak do słownikowych haseł.
Feminizm źle przystosowany
W Polsce kariera współczesnego ruchu feministycznego zaczęła się od sal wykładowych. Wyjeżdżające na zagraniczne stypendia studentki i doktorantki przywoziły do kraju egzotycznie jeszcze u nas brzmiące teorie feministyczne, których zasięg dawno przekroczył granice walki o równe prawa w życiu społecznym. Feministyczne były interpretacje klasycznych dzieł literatury, psychoanaliza, modele socjologiczne i nowe odczytania historii. O ile trzeba przyznać, że była to inspiracja, która zaowocowała mnóstwem interesujących i ważnych prac, o tyle jednak jej dużym minusem było niedostosowanie do polskiej tradycji.
Często podkreśla się, że feminizm w takiej formie, w jakiej go znamy, nie mógł powstać w naszym kraju, ponieważ pozycja Polek była zbyt silna na przełomie XIX i XX wieku, kiedy ruch zaczynał być dostrzegalny w innych państwach. Trudno też przypomnieć sobie czasy, kiedy głównym celem życia polskich kobiet byłoby służenie mężczyźnie bądź bycie jedynie ozdobą jego domostwa. W Polsce szlacheckiej i później, w czasach zaborów, kobiety przez swoje zaangażowanie na rzecz społeczności i ojczyzny zyskiwały ogromny szacunek. Dlatego też trudno się dziwić, że prawa wyborcze zostały Polkom przyznane już w 1918 roku wraz z odzyskaniem przez kraj niepodległości. Francuzki musiały na taki dzień czekać kolejne 26 lat. Obywatelki Liechtensteinu mogły głosować dopiero od 1984 roku.
Lata powojenne pogłębiały różnice między społeczeństwem polskim i krajami zachodnimi. Kiedy Amerykanki walczyły z presją otoczenia, nakazującą im bycie idealną żoną czekającą w domu na powrót z pracy męża i jednocześnie bohatera wojennego, w Polsce najwyraźniejszy podział przebiegał nie na linii kobiety–mężczyźni, ale na linii społeczeństwo–władza.
Zapożyczony z Zachodu feminizm tych różnic nie uwzględnia. Opornie idzie mu też przystosowanie się do realiów polskich. Skoro feminizm narodził się z doświadczeń kobiet w konkretnym momencie historycznym i był ukształtowany przez konkretny kontekst kulturowo-społeczny, zaskakujące byłoby gdyby okazał się uniwersalnym opisem świata.
W Stanach kolejne grupy kobiet, które nie czuły się uwzględnione w pierwszych modelach feministycznych, tworzą nowe jego odmiany. Z takiej potrzeby dostosowania feminizmu do rzeczywistego doświadczenia powstają prace opisujące problemy Afroamerykanek, Latynosek, lesbijek. Nasze feministki nie widzą jednak potrzeby, żeby dostosowywać teorię do polskich realiów.