fbpx
Marcin Wilk grudzień 2015

Gdzie są dzisiaj tamci ludzie?

Tańcz, choćby płonął świat – najnowszy singiel Zdzisławy Sośnickiej okazał się hitem. Płyta o tym samym tytule też znalazła się na listach bestsellerów, a ze strony wielbicieli, mogących przecież teraz, dzięki mediom społecznościowym, podzielić się opinią, płyną słowa zachwytów. Gwiazda dawnych lat znów nawiązała kontakt z publicznością.

Artykuł z numeru

Potrzeba gościnności

Potrzeba gościnności

Tymczasem to wcale nie musiało się udać. Po roku 1989 muzycy estradowi działający w porządku poprzedniej epoki nie od razu odnajdywali się w nowej rzeczywistości. Zwłaszcza że życie artystyczne poprzednich dziesięcioleci, w latach 70. i 80., z dzisiejszej perspektywy wydaje się pełne absurdów i niedorzeczności.

Po pierwsze, wyjazdy zagraniczne gwiazd estrady były limitowane i ograniczane przez Polską Agencję Artystyczną „Pagart” zajmującą się promocją polskiej kultury, a de facto będącą instytucją pośredniczącą między państwem (pracownicy często podlegali ministerstwom Kultury i Spraw Zagranicznych) a światem artystycznym. Artyści, o ile udało im się wyjechać za granicę, byli nieustannie pod „opieką” i obserwacją. Rejestrowano ich zachowania, co mogło przełożyć się w przyszłości nie tylko na określone obostrzenia, jeśli chodzi o wyjazdy poza Polskę, ale także na możliwości ich funkcjonowania na rodzimej estradzie.

Po drugie, nie było żadnego profesjonalnego przygotowania do zawodu. Szkoły muzyczne kształciły w zakresie zasadniczym, nie uczyły np. scenicznych zachowań. Szkoły aktorskie z kolei ignorowały tak istotne sprawy jak kontakty z mediami czy praktyki promocyjne. Artyści często od reżyserów telewizyjnych czy oświetleniowców dowiadywali się o tym, jak się ruszać na scenie. Nie przygotowywano także wcale do strategii działania w świecie mediów, który zresztą miał limitowany zasięg i znaczenie.

Po trzecie, komunikacja była spowolniona, utrudniona i ograniczona, a wiele spraw załatwiano metodami chałupniczymi. Zawód menedżera, w kształcie nam dzisiaj znanym, nie istniał, podobnie jak i zawód stylisty czy konsultanta. Działania fotografów czy dziennikarzy zajmujących się muzyką estradową były prowizoryczne i często symulowane. Brakowało papieru na wydrukowanie płyt, klisze do zdjęć zdobywało się po znajomości.

Po czwarte wreszcie, artyści byli w zasadzie wyłączeni z obiegu rynkowego. Honoraria za wydanie płyty były symboliczne. Popularność nie przekładała się bezpośrednio na zarobki, te z kolei regulowano zatwierdzanymi przez ministerialne komisje kategoriami scenicznymi. Najlepiej opłacani byli posiadający kategorie gwiazdorską, najgorzej – kategorię gastronomiczną.

 

Scena zamiast estrady, kawałek zamiast utworu

Przyjęty umownie jako cezura rok 1989 przyniósł oczywiście szereg zmian, choć nie przekształcił muzyki popularnej w jedną noc. Z całą pewnością natomiast lata 90. wpuściły nową krew i wprowadziły na rynek nieznane twarze. To czas kiedy – by przyjrzeć się tylko wokalistkom – triumfy święciły Edyta Bartosiewicz, Edyta Górniak, Kasia Kowalska, Kasia Nosowska, Anna Maria Jopek, Anita Lipnicka czy Justyna Steczkowska. Część z nich zresztą do dziś doskonale sobie radzi. Podobnie było z zespołami. I choć Just 5 z dzisiejszej perspektywy wydaje się fenomenem chwili, to już całkiem nieźle funkcjonowały takie formacje, jak: Wilki, Hey czy Varius Manx.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się