fbpx
Plock . Krzysztof Blinkiewicz . Czerwony Atrament . FOT. PIOTR AUGUSTYNIAK / AGENCJA GAZETA
Marcin Wilk październik 2017

Czerwony Atrament

Odwiedzając księgarnię Czerwony Atrament w Płocku, od progu wiem, że roztrwonię tu więcej czasu, niż zakładałem.

Artykuł z numeru

Geny. Projektowanie czy loteria?

Geny. Projektowanie czy loteria?

Wszystko przez tę woń. Drażni nozdrza, a potem robi z człowiekiem to, co czyni świetny trunek. To stanie się wtedy, gdy Krzysztof Blinkiewicz poczęstuje przygotowaną wedle znanej tylko sobie receptury jedną z najlepszych kaw, jakie piłem w życiu.

Krzysztof jako właściciel Czerwonego Atramentu postawił bowiem na dobry smak. Dlatego na półkach zmieściło się ok. tysiąca tytułów wyselekcjonowanych spośród najlepszych nowości. Nie ma tu popularnych bestsellerów, znajdziemy za to znakomity wybór literatury non-fiction, książek o designie, dobrej prozy krajowej i światowej, a także tytułów dla najmłodszych.

– Fajnie byłoby być właścicielem księgarni, który ma czas na przeczytanie tych wszystkich książek – przyznaje Krzysztof.

– Ale to niemożliwe, bo żeby poznać wszystkie te tytuły, należałoby czytać codziennie po jednej książce przez trzy i pół roku. Na to nie ma czasu. Pracy bieżącej jest przecież sporo, a planów dużo – np. wieczory z lubianymi autorami.

– Marzy mi się – mówi Krzysztof – żeby kiedyś odbyło się u nas spotkanie ze Slavojem Žižkiem. Można byłoby go wtedy spytać o ten kawał dotyczący czerwonego atramentu. O jaki dowcip konkretnie chodzi? Jeśli będziecie w Płocku, zajrzyjcie na Synagogalną 4 i spytajcie o to Krzysztofa. Nie pożałujecie.

 

Partnerem cyklu jest blog Wyliczanka