fbpx
Krzysztof Wołodźko grudzień 2017

Kościół ślepców. Dzieci i potwory

Kościół, który zaprzecza sam sobie i staje się antyewangeliczny, jest straszną instytucją. A jego ludzie, schlebiając najróżniejszym namiętnościom, stają się wilkami w owczej skórze i sprawcami latami zatajanych potworności.

Artykuł z numeru

Czy ludzie są z natury religijni?

Czy ludzie są z natury religijni?

Jak pokazuje historia kościelnych afer pedofilskich w wielu krajach, strategia zata­jania i zacierania śladów popełnionego zła często przychodzi duchownym łatwo ze względu na znaczny autorytet Kościoła w lokalnych społecznościach / społeczeństwach i wysoką pozycję instytucji kościelnych w życiu wielu państw. Księża, którzy seksualnie wykorzystują dzieci, są mistrzami manipulacji. Dobro, któremu ponoć służą, staje się dla nich kamuflażem, za którym skrywa się zło przenika­jące ich rzeczywisty sposób życia. Kapłaństwo, które wedle nauczania Kościoła ma służyć zbawieniu ludz­kiemu, budowaniu życia na łasce i wzrostowi ducho­wemu, staje się choćby narzędziem niszczenia naj­słabszych wśród słabych – ubogich dzieci. Za fasadą sutanny / koloratki kryje się głęboki upadek osobisty złoczyńców w duchownych szatach.

 

Zło w strukturach

Wiele mówi o tym książka Wyspa ślepców pióra dziennikarza prasowego i telewizyjnego Piotra Kry­siaka. Jest ona reporterskim opisem skandalu pedofil­skiego na Dominikanie, którego głównymi antyboha­terami byli polscy duchowni – ks. Wojciech G. (padre Alberto) ze Zgromadzenia Świętego Michała Anioła i nuncjusz apostolski abp Józef Wesołowski (temu ostatniemu poświęcono jednak niewiele miejsca). Autor, jedyny dziennikarz, któremu zaufał padre Alberto, gdy już pojawiły się wobec niego zarzuty, odpo­wiedzialnie i rzeczowo mierzy się z trudnym tematem. Dostrzega choćby instytucjonalną odpowiedzialność Kościoła, ale nie ma w tym ani cienia antyklerykalnych uogólnień. To nie jest paszkwil na katolicyzm, lecz pisany stonowanym językiem opis konkretnego skan­dalu pedofilskiego. To również próba zrozumienia tego, co się stało – choć zło i w tym przypadku wydaje się umykać pełnemu pojmowaniu.

Walorem książki jest to, że przedstawia realia ubogich rejonów Dominikany, co zmusza do pytania o miejsce i rolę Kościoła w postkolonialnych rejonach świata oraz wynikające stąd możliwości nadużyć ze strony pojedynczych duchownych i całych katolickich instytucji. Reportaż Krysiaka znakomicie pokazuje dwuznaczność funkcjonowania katolickich struktur w post- i neokolonialnych społeczeństwach. Z jednej strony Kościół wzmacnia kapitał kulturowy i społeczny w rejonach dotkniętych skrajnym ubóstwem, pełnych przemocy struktur polityczno-społeczno-gospodar­czych, wnosi w ich życie realne dobro. Z drugiej zaś strony zdemoralizowani duchowni czują się w takich miejscach jak uboga dominikańska górska wieś Jun­calito niczym ryba w wodzie: mają tam swój fałszywy raj, który jest piekłem ich ofiar. Bo przecież – dobrze to rozumieli teologowie wyzwolenia – instytucje kościelne, ludzie Kościoła uwikłani w sprawy tego świata, wewnętrznie moralnie spustoszeni łatwo mogą stać się jeszcze jednym elementem struktur grzechu względem biednych i słabych społeczności. Jest coś przygnębiają­cego w fakcie, że debata o uwikłaniu Kościoła w kolonializm przychodzi do Polski taką drogą. I raczej nie zostanie prędko podjęta na szerszą skalę.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się